Szczyl
© Sony Music
Muzyka

Szczyl: Mamy w łapach cały świat!

„Czasem życie się uśmiechnie, mamy siebie, a nie sześć zer” - rapuje Szczyl na swoim debiutancki albumie „Polska Floryda”. To poznajmy się lepiej.
Autor: Kasia Gawęska
Przeczytasz w 16 min
Na swojej płycie „Polska Floryda” używasz ciekawego słowa „hiphopkryta”. Kto się za nim kryje?
Szczyl: Hiphopkryta to gra słów dotycząca stereotypu hiphopowca. Zawiera się w nim między innymi to, że muzyka to dziś pieniądze, dziewczyny i tak dalej. Z jednej strony chcę praktykować te dawne brzmienia i nie po to, by stać się stereotypowym raperem, ale z drugiej strony pieniądze też by mi się przydały. (śmiech). Pieniądze są ważne, potrzebne, żeby móc żyć. Myślę, że każdemu z nas w jakimś stopniu towarzyszy hipokryzja, ja sam jestem świadom, że jestem okropnym hipokrytą. Mówię różne rzeczy, a później robię coś zupełnie innego, ale jest w tym też coś ciekawego. Więc widzisz – mówię o różnych artystach, oceniam, że coś jest fajne, a coś nie, a i tak ostatecznie sam czasem mam ochotę coś takiego nagrać. Tak to działa. Stąd hiphopkryta.
Co cię najbardziej drażni w hiphopowym świecie?
Najbardziej drażniące, ale nie tylko w świecie hip-hopu, jest dla mnie to, że w momencie, kiedy robisz coś fajnego i zaczyna ci coś wychodzić, masz swoje zdanie, a twoje opinie nie pasują komuś z twojego otoczenia, to zawsze znajdzie się osoba, która powie: „ale ci odje*ało, zaczynasz gwiazdorzyć”. W świecie hip-hopu, pełnym stereotypów, jest to jeszcze bardziej widoczne. Swoją drogą, niedawno dostałem propozycję roli w pewnym filmie związanym z tą muzyką. Przeczytałem scenariusz, który był napisany tak stereotypowo, że aż złapałem się za głowę. Czy wy naprawdę myślicie, że to tak wygląda? Tak wyobrażacie sobie moją pracę? Ale dzięki temu jeszcze bardziej docenia się ludzi, z którymi da się porozmawiać. Otacza mnie wiele sympatycznych osób, a to zawsze plus.
Tobie już ktoś powiedział, że ci odwaliło?
Jasne, że tak. Nie wymienię nazwiska, ale próbowałem kiedyś współpracy z pewnym producentem. Nie chciałem być niemiły, ale – jak zdążyłem się przekonać – nagrywanie płyty to ciężka praca. Czas się kończył, a jego produkcja nie do końca mi odpowiadała. Więc powiedziałem mu, że nie będę z nim pracował, że nie podobają mi się niektóre rzeczy, więc zareagował podobnymi słowami. Miałem też dziwną sytuację z moimi znajomymi, która nie została do końca wyjaśniona. Później dowiedziałem się, że podobno tylko ja nie widzę, że popełniłem jakiś błąd i „że się zmieniłem”. Dziwne jest to, że nikt nigdy nie chce o takich rzeczach rozmawiać, tylko używa takiego argumentu, bo jest prosty.
I ciężko go podważyć.
Dokładnie! Pamiętam, że w podstawówce trafiłem z kolegą do dyrektorki, która oskarżyła nas o skakanie po kurtce koleżanki. Nie zrobiliśmy tego. Ale jej nie dało się przekonać. I tak to jest, że siedzisz przed człowiekiem, który nie daje ci pola do manewru i nie pozwala ci mieć własnej wersji.
I nie ma wyjścia, i tak będziesz tym złym. Od jakiegoś czasu coraz częściej widzę, że tak wyglądają dyskusje w social mediach. Tam nie ma miejsca na rozmowy, tylko na przekonywanie innych do swojego zdania.
Zgadzam się z tym. Często brakuje pola do dyskusji. Jest tylko czyjaś racja. Nie da się wtedy dojść do porozumienia z drugim człowiekiem. Staram się mało korzystać z mediów społecznościowych. Kiedy z kimś rozmawiam, telefon trzymam w kieszeni. Social media mnie jakoś nie pociągają. Nie wiem do końca, co tam się dzieje. Czasami wrzucam post w ramach pracy i wyłączam appkę.
Czyli ze słuchaczami wolisz nawiązywać relacje w realu?
Codziennie wieczorem, czy w nocy, kiedy wracam do domu, wyciągam telefon i odpisuję ludziom na ich wiadomości. Bardzo szanuję osoby, które do mnie piszą, lubię je, jest to dla mnie mega miłe. Nie chcę wrzucać wszystkich do jednego worka, ale wielu ludzi nie poprzestaje na jednej wiadomości, tylko piszą do mnie non stop. I wtedy robi się ciężko, bo nawiązujemy relację zbudowaną na tym, że ktoś mnie wspiera, ale z drugiej strony też na poczuciu zobowiązania. Tak mam, że momentami czuję, że muszę coś zrobić, muszę zareagować, a nie zawsze mam czas. Staram się zadowalać moich fanów, chcę, żeby widzieli, że jestem, że czytam, że słucham. Ale dążę do tego, żeby w przyszłości nie musieć używać social mediów. Znacznie fajniej jest przybić sobie piątkę i zrobić zdjęcie po koncercie.
Szczyl

Szczyl

© Karol Małecki / Sony Music

Według tego, co piszą o tobie dziennikarze, jesteś na dobrej drodze, żeby odnieść taki sukces, że rzeczywiście nie będziesz potrzebował social mediów. Czy to, że wszyscy twierdzą, że za chwilę podbijesz polską scenę muzyczną, też jest jakiegoś rodzaju ciężarem?
No właśnie, dostaję też sporo wiadomości typu: „Nie spier*ol tego”, „Rób to, co robisz”, „Nie zmieniaj się już do końca życia”. Nie jestem człowiekiem, który nie chce się zmieniać. To na pewno ma na mnie duży wpływ. Trochę się już uodporniłem na takie komentarze, nie biorę tych słów do siebie. Jest teraz dziwny moment, bo stresuję się płytą, koncertami i tak dalej. Trudno jest mi pomieścić w sobie coś więcej. Wczoraj pomyślałem sobie, że powinienem coś czuć, a nie czuję nic, ani szczęścia, ani smutku. Dopiero na mojej imprezie z okazji premiery płyty, kiedy dostałem piękny upominek od Sony i spojrzałem na znajome twarze, przyszło wzruszenie. Więc presja towarzyszy mi cały czas, ale myślę, że coraz lepiej sobie z nią radzę. Chociaż rzeczywiście nadal odbiera mi trochę radości z tego, co się dzieje.
Myślisz, że tobie w ogóle grozi to, że miałbyś się nie zmieniać jako artysta? Na „Polskiej Florydzie” jest oldschool, newschool, wiele różnych brzmień. Nie wydaje mi się, że można by cię zaszufladkować.
Jeśli ktoś mnie słucha i chce, żebym robił jedną rzecz do końca życia, to niech mnie nie słucha. Bo jeśli ktoś myśli, że nigdy nie spróbuję zabawy z autotunem, że nie będę eksperymentował z muzyką i skupię się na jednej rzeczy, to nie ma to sensu. Lubię eksperymentować. Ostatnio zacząłem chodzić na jam sessions i zrozumiałem, ile jeszcze można wycisnąć z muzyki, i że ten album to dopiero pierwszy krok. Jestem z niego bardzo zadowolony, ale skoro teraz otwierają się przede mną różne drzwi, to aż szkoda byłoby nie skorzystać i nie bawić się muzą. „Polska Floryda” to otwartość, a nie jakaś określona, zamknięta forma. Dlatego nie chciałbym, żeby moi słuchacze zamykali się w jakiejś formie. Z kolei każdy twórca powinien być otwarty na nowości i starać się smakować różnej muzyki. To po prostu fajne.
Tę otwartość na „Polskiej Florydzie” widać także, gdy spojrzy się na listę gości, którzy się na niej pojawili. Jak to się stało, że nagrywałeś z tymi osobami?
Tymek wysłał mi swój numer telefonu na Instagramie. Zadzwoniłem, powiedziałem: „Cześć, z tej strony Tymek”, on odpowiedział: „Cześć, z tej strony Tymek”, i tak to się zaczęło. (śmiech) Później spotkaliśmy się w Warszawie, nagraliśmy dla niego piosenkę. Byłem wtedy strasznie zestresowany, bałem się komukolwiek cokolwiek proponować, tym bardziej, że szanuję Tymka i to, jak bawi się muzyką. Ale przełamałem się, zapytałem, czy nie nagralibyśmy też czegoś dla mnie. I tego samego dnia powstała „Anastazja”. Później pojawił się Magiera. Z tego, co pamiętam, Tomek też napisał do mnie na Instagramie.

1 min

Red Bull SoundClash: Tymek vs Otsochodzi

Red Bull SoundClash to jedyne w swoim rodzaju wydarzenie, podczas którego stają naprzeciw siebie, na dwóch scenach, Tymek i Otsochodzi. Nie przegap tego pojedynku 25 czerwca na warszawskim Torwarze!

A ty nie chcesz korzystać z social mediów…
Może muszę to lepiej przemyśleć. (śmiech) Napisał, że pracuje nad swoją płytą producencką i chciałby coś ze mną zrobić. Nagraliśmy więc „Naszyjnik”, a później z tej współpracy powstał „Hiphopkryta”.
Super jest to, że z producentów na moją płytę załapał się też Kubi Producent. Bardzo sympatyczny gość.
Też uwielbiam Kubę, wspaniały człowiek. Jak się poznaliście?
Wydaje mi się, że poznaliśmy się przez Fukaja, ale nie jestem tego pewien. W każdym razie mogę o Kubie powiedzieć same miłe rzeczy. A co do współprac wokalnych, to na „Polskiej Florydzie” pojawia się Pezet. Ten człowiek bardzo mnie zaskoczył. Nie wiedziałem, czego się spodziewać po naszym spotkaniu i po kimś, kto jest tak długo w branży i cieszy się ogromnym uznaniem. Zaskoczył mnie otwartością i serdecznością, ciepłem, wsparciem. Można było z nim fajnie porozmawiać, nie podszedł do mnie z wyższością, nie czułem, że on jest bossem, a ja leszczem. Bardzo dobrze wspominam tę współpracę, no i spełniło się jedno z moich marzeń.
W temacie marzeń, to w „Cieniu” można usłyszeć Piotra Roguckiego. Uwielbiałem i uwielbiam Comę. Nie wiem dlaczego jest tak, że wielu ludzi krzywi się, gdy słyszy nazwisko „Rogucki”, a ja nie wiem, o co chodzi, bo koleś jest wybitny – tekstowo, wokalnie, koncertowo. Umie się ruszać, śpiewać – umie wszystko, a do tego jest jeszcze aktorem. Bardzo się cieszę z tej współpracy. Przy okazji dowiedziałem się, że to bardzo zabawny, fajny, charyzmatyczny gość.
Jest jeszcze Agatka, moja serdeczna przyjaciółka z Gdyni. Mały człowieczek, który ma tyle energii, że potrafi przytłaczać, ale w taki dobry sposób. Na dodatek pięknie śpiewa. Wszyscy goście na „Polskiej Florydzie” są różni, tworzą inną muzykę, ale łączy ich to, że są po prostu fantastycznymi ludźmi.
Do tekstów na „Polskiej Florydzie” jeszcze przejdziemy, ale ciekawi mnie, czy nauczyłeś się od tych osób w kwestii pisania?
Na co dzień staram się nie słuchać zbyt wiele polskiej muzyki, bo boję się, że czyjaś twórczość za bardzo by mnie zainspirowała, ale to rzeczywiście są osoby, których muzyka towarzyszyła mi przez lata, w przypadku niektórych, nawet od dzieciństwa. Pezet to na przykład dla mnie coś więcej niż takie stereotypowe rapowe gadanie. Współpraca z Roguckim to eksperyment i sposób na otwarcie głowy słuchaczom hip-hopu. Zresztą, z Agatką również, bo nie ma wiele swojego materiału, więc może ktoś dzięki mojej płycie pozna jej twórczość. Wszyscy ci ludzie świetnie piszą, więc na pewno mają wpływ na mnie jako tekściarza.
Jesteś tak otwarty na muzykę, że nie mogłabym nie zapytać cię o twoje inspiracje. Skoro nie polskie, to może zagraniczne?
Największa inspiracja i najwybitniejszy duet na świecie to dla mnie OutKast. Big Boi i André 3000… Kurde, nikt ich nie przebije. Byli nie z tej ziemi. Sprawiają, że chcę szukać nowych rzeczy, bo ich płyty były bardzo zróżnicowane, mnóstwo się na nich działo. Nie było tam żadnego głównego motywu przewodniego, tylko cisnęli po bandzie stylowo, muzycznie, tekstowo i jak się tylko da. To, czego słucham, zależy chyba od humoru. Dużo muzycznych zainteresowań odziedziczyłem po rodzicach. Mam fajne skojarzenia ze starym rockiem. A jak się stresuję, przechodzę na jazz albo muzykę klasyczną. Człowiek wtedy słucha tej przepięknej muzyki, zamyka oczy i od razu robi się miło.
Kiedy słyszysz jakąś piosenkę, to co cię do niej przekonuje lub zniechęca?
O, to bardzo dobre pytanie! Ciężko powiedzieć, ale myślę, że jednak najpierw biorę pod uwagę melodię, sposób przekazania treści. W drugiej kolejności – tekst. To też zależy od muzyki, bo czasami tego tekstu nie ma albo nie jest istotny. Ale jeśli już jest, to niech coś za sobą niesie. Można zrobić nawet zajebisty klubowy numer, który ma jakąś wartość. Dużo muzyki, która pojawia się w dzisiejszych czasach, jest dla mnie tej wartości pozbawiona. W każdym razie najpierw zwracam uwagę chyba na brzmienie.
Trochę mnie zaskoczyłeś. Spodziewałam się, że jednak na pierwszym miejscu będzie dla ciebie tekst. Zadałam to pytanie, bo mnie do twojej płyty przekonały właśnie teksty. I mam wrażenie, że „Polska Floryda” to opis naszego pokolenia, ludzi, którzy najczęściej chcą być albo influencerami albo raperami.
Przede wszystkim miło mi, że przekonały cię moje teksty. Nie miałem takiej myśli, że opiszę nasze społeczeństwo. Te utwory po prostu powstawały. Ale może rzeczywiście wyszło tak, że stanowią opis tego, co się dzieje. Myślę, że to ogromny problem, że prawie wszyscy młodzi ludzie są przekonani, że każdy musi robić wielkie rzeczy, że każdy musi być gwiazdą, że każdy musi zarabiać ogromne pieniądze, że jeśli tego nie osiągniesz, nie będziesz wartościowy. Kiedy nie było mediów społecznościowych i nie mogliśmy pokazywać całemu światu swojego życia, to czasami widziało się jakieś lepsze auto na ulicy, ale zaraz wracało się do codzienności. Nie było takiej presji. Teraz nie da się przegapić, że ktoś wozi się jak król.
Niedawno widziałem się z moim serdecznym przyjacielem z Warszawy, który robi filmy, teledyski, reklamy, zdjęcia i tak dalej. Nawiązała się rozmowa typu: „O, ty masz tysiąc followersów, a ja tylko stu”. I niby cię to nie obchodzi, a jednak dzieje się coś dziwnego, jednak chcesz mieć więcej obserwujących.
Ale to faktycznie jest przerażające, gdy młodzi ludzie myślą, że jeśli nie osiągną medialnego sukcesu, to nic nie będą znaczyli dla świata. Ja myślę, że nawet jak ma się spokojne życie, to może być miło.
Szczyl

Szczyl

© Karol Malecki / Sony Music

Masz rację, wszyscy myślą, że muszą robić wielkie rzeczy, ale nie mają pojęcia, co by to miało być.
Bo liczy się efekt końcowy, a łatwo zapominamy, że ten efekt trzeba jakoś osiągnąć. No i warto zauważyć, że w social mediach widzimy właśnie efekt końcowy, a droga do celu wcale nie jest taka fajna, prosta i ładna.
A ty kiedy będziesz mógł powiedzieć, że odniosłeś sukces?
Mam trochę nadzieję, że taki moment nigdy nie nadejdzie. Jestem dumny z tego, co do tej pory osiągnąłem. Mam 21 lat, nikt mi nie pomógł, sam musiałem uwierzyć w to, co robię i przekonać resztę świata, że to ma sens. Jestem zadowolony, że to się udało, ale to nie jest jeszcze sukces. Myślę, że sukcesem będzie to, jak jako dziadziuś usiądę w spokoju, zamknę oczy i odlecę z tego świata z myślą, że wszystko było tak, jak miało być. Że niczego nie żałuję i wszystko zrobiłem, jak należy.
Jasne, musiałeś zapracować na to, co masz, ale chyba SBM Starter był pomocny? Dlaczego nie wydałeś płyty w tej wytwórni?
Wybrałem korzystniejszą dla mnie opcję. Ludzie muszą pamiętać, że byłem najmniej obiecującym zawodnikiem w Starterze. Jest takie przeświadczenie, że wszystko wystrzeliło właśnie dzięki temu programowi. Ale nikt nie czekał na moją muzykę, nie miałem połowy wyświetleń moich kolegów, była duża konkurencja. To nie jest tak, że dołączyłem do wielkiej akcji i wszystko się zaczęło. Wciąż miałem po dwa tysiące wyświetleń pod czterema klipami, bo inne usunąłem. Jasne, że bardzo mi to pomogło, miałem szansę pokazać się szerszej publiczności, ale wierzę, że to w głównej mierze moja zasługa, że się rozwinąłem. Podjąłem najlepszą decyzję dla siebie i rozwoju mojej kariery.
Jak już sobie powiedzieliśmy, środowisko hiphopowe jest pełne stereotypów. Jeszcze kilka lat temu, gdy jakiś polski raper podpisywał kontrakt z dużą wytwórnią płytową, inni hiphopowi gracze mówili, że ta osoba się sprzedała. Dalej tak jest?
Wybrałem najlepszą dla mnie opcję, wytwórnia w żaden sposób mnie nie ogranicza. To już nie są lata 80. czy 90., kiedy wielkie wytwórnie chciały zmieniać swoich artystów. Nie wydaje mi się, żebym się sprzedał. Podczas negocjacji moim głównym warunkiem był zapis w kontrakcie, że będę miał budżet na piękne teledyski. Mogłem powiedzieć, że chcę 100 tysięcy zł zaliczki czy cokolwiek innego. Mi zależało na mojej twórczości. Przy okazji zyskałem zajebisty team ludzi, którzy może i na co dzień pracują głównie z popem, ale mają też doświadczenie związane z hip-hopem. Dla mnie Sony to ludzie, którzy pomogli mi wydać płytę. Mogę publikować własne kawałki na YouTube pod swoim pseudonimem, rozwijać swoją platformę dzięki wsparciu wytwórni. To dla mnie plus, mieć kogoś, kto we mnie inwestuje, wierzy we mnie, nie blokuje mnie, daje mi wolną rękę i wie, że hip-hop rządzi się swoimi prawami. W takiej konfiguracji razem możemy zrobić więcej.

2 min

Czym dla ciebie jest hip-hop? Raperzy odpowiadają

Dlaczego miałeś takie ciśnienie właśnie na teledyski?
Kocham je. W Polsce bardzo długo były zaniedbywane. Ostatnio to się zmienia. Na przykład PRO8L3M robi wybitne teledyski. Mata też, trzeba przyznać. Szczyl ma również świetne klipy.
Nie słyszałam o takim artyście. (śmiech)
Warto sprawdzić. (śmiech) Teledyski pięknie przeplatają się z muzyką, łączenie tego to czysta przyjemność. Współpracuję z super reżyserami, którzy pokazują mi swoje wizje, interpretacje moich utworów. To chyba jest najciekawsze, gdy możesz powiedzieć „O ku*wa!”, kiedy ktoś dopisuje swoją historię do twojej piosenki.
Wcześniej mówiłeś, że dostałeś propozycję udziału w filmie, teraz opowiadasz, że jarają cię teledyski. Świat filmu – chcesz się w nim kiedyś znaleźć?
Nie chciałbym być profesjonalnym aktorem, ale chętnie poznam ten filmowy świat od środka. Fajnie byłoby dostać ciekawą propozycję. Jeśli przyjdzie taki moment, pewnie zdecyduję się na udział w filmie. Muzyka to nie jest dla mnie koniec marzeń.
Rozmawiam z tobą i jestem pod coraz większym wrażeniem twojej osoby. Podoba mi się to, że nie boisz się mówić czy pisać o swoich uczuciach. To kolejna rzecz, która w popularnych kawałkach hiphopowych, szczególnie współczesnych, raczej się nie zdarza.
Tak na marginesie, jestem mega ciekaw, kiedy w Polsce pojawi się na przykład pierwszy homoseksualny raper. Wszyscy będą mieli z tym wielki problem, będą wkurzeni, a on po prostu sobie będzie i będzie robił swoje. A te wszystkie zamknięte głowy po prostu eksplodują.
To ważne, żeby się nie ograniczać. Jeśli nie umiesz mówić o tym, co emocjonalne, o tym, co w środku, to jedyną opcją jest skorzystanie z pomocy psychoterapeuty. Tłumienie wszystkiego w sobie jest po prostu bardzo niezdrowie. Wiesz, pewnie jeszcze wiele muszę przeżyć, ale nie wydaje mi się, żeby pisanie o tym, co się sobie wmawia, miało jakikolwiek sens. Pisz o tym, co przeżyłeś, pisz o tym, co czujesz, pisz o tym, co wiesz. To jest najlepsze, najbardziej szczerze, najprzyjemniejsze dla słuchaczy. Jest mnóstwo artystów, którzy coś tam rapują, ale jak tego słuchasz, to coś ci tam nie gra, nie wierzysz im. A jak napiszesz o tym, co czujesz, to nikt ci nie powie, że tego nie czujesz. Tak jak w rozmowach. Mówisz: „Czuję się źle”, a ktoś pyta dlaczego. Po prostu tak się czujesz. Nie można temu zaprzeczyć. I nikt nie wmówi ci wtedy, że czujesz się dobrze. To niepodważalne.
Czy na „Polskiej Florydzie” jest coś, co chciałbyś, żeby ludzie zapamiętali? Jakiś konkretny przekaz?
Oczywiście. Chciałbym, żeby każdy znalazł tam przekaz dla siebie, ale myślę, że najfajniejszym podsumowaniem tej płyty jest to, że „szczyle mają w łapach cały świat”. Nie bójmy się samych siebie i bądźmy otwarci.

38 min

Quebonafide: Romantic Psycho Film

Film dokumentalny o Quebonafide, jednym z najpopularniejszych i tajemniczych polskich raperów, to zapis jego podróży w głąb Azji, która zainspirowała go do pracy nad płytą „Romantic Psycho”.

Dowiedz się więcej

Quebonafide: Romantic Psycho Film

Film dokumentalny o Quebonafide, jednym z najpopularniejszych i tajemniczych polskich raperów, to zapis jego podróży w głąb Azji, która zainspirowała go do pracy nad płytą „Romantic Psycho”.

38 min
Oglądaj