Deskorolka
Legenda deskorolki - Christian Hosoi wspomina lata 80. w Venice Beach
Christian Hosoi na Red Bull Skate Generation 2014 w Brazylii
© Marcelo Maragni / Red Bull Content Pool
Dlaczego zaangażowałeś się w zawody Red Bull Origins w Venice?
Venice to miejsce, w którym dorastałem i spędzałem czas z J Boyem Adamsem i jego całą ekipą. Miałem chyba jakieś 15 lat. Dorastałem w Hollywood w okolicy Koreatown / Echo Park, ale codziennie jeździłem do Venice, żeby pojeździć na desce. Chodziłem nawet do gimnazjum tuż przy molo. Pewnego dnia poprosiłem mamę, żeby mnie tu podrzuciła. Po przyjeździe pojechałem na spotkanie z J Boyem Adamsem i poszliśmy wspólnie pojeździć. Tak rozpoczęła się moja deskorolkowa przygoda.
Jak wtedy wyglądała deskorolkowa scena Venice?
Na pewno nie było wtedy telefonów komórkowych. Jeśli chciałeś pojeździć to po prostu musiałeś przyjść na miejscówkę i tam zawsze ktoś już był. Wszyscy byli dla siebie uprzejmi i się wspierali nawzajem, co dodatkowo sprawiało, że chciało się to robić. Lubiliśmy wspólnie kombinować nawet w kwestii miejsc do jazdy. Pamiętam jak próbowaliśmy zamontować quater pipe do ściany. Ustawiliśmy rampę do skakania na środku promenady, a wszyscy przechodnie zatrzymywali się i patrzyli jak na jakieś widowisko. Naprawdę wykazaliśmy się kreatywnością, ale podobał nam się taki klimat. W tamtych czasach czymś podobnym był breakdance, bo również gromadzili tłumy ulicznych gapiów. Jazda na deskorolce nie była jeszcze popularna, więc dodatkowo interesowało to ludzi. Cały czas póbowaliśmy czegoś nowego, zawsze byliśmy innowacyjni i chcieliśmy tworzyć nowe przeszkody. Stworzyliśmy różne rodzaje jazdy na deskorolce i przeszliśmy drogę od opuszczonych basenów przez rampy do jazdy na ulicznych miejscówkach.
Styl był obowiązkowy. To była waluta określająca, kto jest fajny, a kto chce być po prostu sportowcem.
Jak to było zobaczyć Tima Jacksona na desce?
Tańczyliśmy breakdance na plaży, biliśmy się z ludźmi i robiliśmy szalone rzeczy. Mieliśmy karton i linoleum. Tim był w tym niesamowity. Tańczył breakdance na szczycie ściany z deskorolką i sprawiał, że wyglądało to na łatwe. Wywodzimy się z rodzaju mentalności „stylowej”. Każdy z nas musiał wyglądać stylowo. Nawet jeśli wprowadzasz innowacje i postęp, musisz mieć styl. Był on wręcz obowiązkowy. To była waluta określająca, kto jest fajny, a kto chce być po prostu sportowcem.
Oglądając film SKTHARD z 1988 roku w sekcji Venice można było zobaczyć jak przymocowaliście wspomniany przez ciebie quater pipe ćwierć rurę do ściany, rampę do skakania i ogromną sekcję wallride'ową, a całość śledziły tłumy ludzi. Jakie to było uczucie, gdy tyle osób Was oglądało?
Te sesje przypominają mi aktualnny skatepark w Venice, bo za każdym razem, gdy tam przechodzę to dzieje się jakieś wielkie przedstawienie. Są tacy goście jak Isaiah i Hayden, którzy latają i robią z deską co tylko chcą! Ci goście po prostu szaleją, a tłum wariuje. Zawsze kojarzy mi się to z moimi czasami młodości. To motywuje do bycia lepszym, przełamywania się i dobrej zabawy. Ludzie czerpią inspirację widząc jak wstajesz, robisz dany trik jeszcze raz aż do skutku i odnosisz sukces. Tak samo jest w życiu - nie możesz zrezygnować i się poddać. Musisz nauczyć się upadać i wstawać.
A co z Jessem Martinezem? Jak to było jeździć razem z nim na desce?
Jesse był wtedy trochę jak starszy brat każdego z nas. Uważał na wszystkich. To był ten facet, który pochodził z gangsterskiej rodziny . Zasadniczo to miała być jego przyszłość, ale zdecydował się tego nie robić. Wniósł ten ochronny, lojalny i pełen szacunku kodeks na scenę deskorolkową w Venice. Każdy się o każdego troszczy i Jesse był tego idealnym przykładem. Był pierwszym, który stanął w obronie kogokolwiek. Nie mógł pozwolić, żeby ktokolwiek kiedykolwiek kogoś lekceważył. Myślę, że to też dało wszystkim nauczkę; chronić tych, którzy nie mogą się chronić i naprawdę być wartością dla społeczności. Walczył też o lokalny skatepark. Jego głos był powodem, dla którego został on w ogóle skończony. To wiele mówi o jego sercu, o tym, gdzie jest i kim jest. Jesse naprawdę inwestuje w swoją społeczność i kocha przyszłe pokolenia, które tam będą. Jest jedną z moich ulubionych osób i zrobił dla społeczności Venice więcej niż ktokolwiek inny.
Wrócmy do Red Bull Origin. Zamierzasz zrobić tam kilka swoich klasycznych wallride’ów?
Być może zrobię zawrotkę na wallride, ale nie spróbuję zejść pod kątem 90 stopni do ziemi. Na pewno nie na tych najwyżych przeszkodach.
Myślę, że na miejscu dostaniesz swój charakterystyczny ogień w oczach i na pewno będziesz chciał go jednak zrobić.
Może tak, o ile wezmę ochraniacze na kolana. Jeśli poczuję, że nadszedł moment, w którym będę gotowy zrobić coś trudniejszego to będę szczęśliwy.
Co powiesz o znaczeniu takich zawodów lub wydarzeń odbywających się w tak kultowych i monumentalnym miejscach w historii deskorolki?
Myślę, że to wspaniale, że Red Bull uczy ludzi historii skateboardingu w samym sercu Venice. Tego typu wydarzenia przyciągają ludzi, którzy chcą wiedzieć, jak to było kiedyś. Myślę, że to sprawi, że ludzie będą chcieli dowiedzieć się więcej o historii i obejrzeć Dogtown i Z Boys lub mój dokument „Rising Sun”. My tym w pełni żyliśmy. Zrobiliśmy to. Byliśmy tam. Może zainspiruje to kogoś do jazdy na deskorolce lub bycia po prostu dobrym we wszystkim, co robisz. My po prostu chcieliśmy być dobrzy. Chcieliśmy wynieść jazdę na deskorolce na nowy poziom, jednocześnie dobrze się bawiąc ze znajomymi. Zawsze staraliśmy się być światłem dla dzieci, aby miały wybór i podążały za swoimi marzeniami. Jestem doskonałym przykładem dzieciaka, który podążał za swoimi marzeniami.