Jest rok 1997. Polski hip-hop powoli zaczyna wchodzić w swoją złotą erę. Na rynku znani są już Kaliber 44, Peja czy Molesta. To ostatni moment przed polaryzacją i podziałem na „prawdziwy hip-hop”, hiphopolo i to, co tylko „żeruje” na rapowym fundamencie, bo na horyzoncie widać już Verbę, Meza, Ascetoholix czy Jeden Osiem L… W tej mozaice pojawia się jeszcze jedna grupa, o charakterystycznym, nieco refleksyjnym brzmieniu, przywodząca na myśl te klasyczne, trueschoolowe nagrania. Zakładają ją młody Eldo ze swoim kompanem Jotuze, później do składu dołączą Noon i Daniel Drumz. W tle przewija się także Ash, który udzieli się na krążku „Światła miasta” trzy lata później.
Grammatik, mimo że łącznie funkcjonował jedynie przez siem lat i ma na swoim koncie trzy albumy i tyle samo epek, głęboko wsiąknął w polski hip-hop i do dziś stanowi jeden z najważniejszych składów w historii rodzimego rapu. Na tyle nawet, że mimo dekady, jaka minęła od wydania ostatniej jak dotąd płyty „Podróże”, nadal bywa często przywoływany przez fanów i innych artystów jako swoisty wzór do naśladowania.
Co takiego Grammatik wniósł na polską scenę?
Jotuze: Wiele osób uważa nas za „legendę polskiej sceny”. Ja tego tak nie postrzegam. Dla wielu byliśmy lub jesteśmy inspiracją. Wiele osób przez naszą twórczość zmieniła swoje podejście do pewnych życiowych spraw i zaczęła obierać inne priorytety. Takie sygnały dostawaliśmy przez lata. To bardzo miłe i łza się w oku kręci, kiedy po wielu latach rozmawiam czy koresponduję z osobami ze starych czasów i wymieniamy się anegdotami i niesamowitymi, często śmiesznym historiami, które kiedyś miały miejsce podczas naszej zespołowej przygody. Jest wiele postaci czy składów, które razem z nami tworzyły tę scenę. Część funkcjonuje do dzisiaj i mimo, że rap ewoluował przez ostatnie lata, to dalej robią swoje, w starym stylu. Dlatego jeżeli mam mówić o naszym wkładzie w rozwój rapu to ewentualnie o tym, że byliśmy jednymi z pierwszych, którym przypięto łatkę „inteligentnego rapu” i ten rap zaczął powoli wypływać na scenie. Również dzięki nam znalazł swoje miejsce obok rapu tzw. ulicznego.
Mikołaj „Noon” Bugajak: Nie da się nagrać tego rodzaju płyty jak „Światła miasta” z premedytacją. Nie mieliśmy świadomości, że nasza wrażliwość okaże się dla wielu tak ważna, że przecieramy szlaki. Mogę być za to tylko wdzięczny. Myślę, że wielu innych ludzi włożyło w swoją muzykę tyle samo uczciwej pracy co my, ale efekt był już inny. Świetnie oddaje to wrażenie refren Eldo z utworu „Wilk”, który stworzyliśmy na płytę HV/NOON wydaną w 2014 roku.
Niezależnie od tego, co mówią współtwórcy grupy, Grammatik to jeden z niewielu polskich zespołów, które nie tylko nadal żyją w świadomości słuchaczy, ale wciąż stawiane są za wzór naśladowania. Dziś „Grammatik” znaczy „historia polskiego rapu”. „Kultowa grupa”, „punkt odniesienia”, „masa wspomnień”. A kiedyś?
Jotuze: Pierwsze skojarzenie z hasłem „Grammatik” to dla mnie wolność i piękna przygoda, której byłem częścią. Zespół pozwolił mi przeżyć piękne i niezapomniane chwile, dał wiele przyjaźni i znajomości, pozwolił odwiedzić wiele miejsc, których pewnie nigdy bym nie zobaczył, gdyby nie rap. Fajnie było być dzięki temu częścią polskiej rap sceny. Będzie co wspominać na stare lata i opowiadać wnukom! Grammatik był punktem wyjściowym w mojej karierze i to, co się później wydarzyło – płyty, koncerty, cała moja obecność na scenie – zawdzięczam właśnie jemu. Oczywiście, miałem też trochę szczeniackiego szczęścia i spotkałem kilka odpowiednich osób na swojej drodze. Ale tym bardziej cieszę się z tego dzisiaj.
Mikołaj „Noon” Bugajak: Muzykę tworzyłem zanim rozpoczęliśmy pracę nad „EP” jednak ta kaseta, wydana przez nas samych, była katapultą nie tylko dla mnie, ale dla całej naszej trójki. Grammatik to na pewno moment, kiedy z osoby bez realnych planów na życie zmieniłem się w człowieka, który dokładnie wie czego chce i jak to zrobi. Od momentu rzucenia szkoły do nagrania drugiej płyty Pezet/Noon oraz od odejścia ze ścieżki hiphopowej minęło siedem lat – minęło w mgnieniu oka!
Grammatik był artystyczną czy życiową katapultą nie tylko dla Noona i Jotuze. Pokazał szerzej światu też Daniela Drumza i Eldo. I choć po latach panowie najczęściej poszli w różne strony, wciąż są wspominani jako mocna ekipa, która dla wielu słuchaczy odmieniła rodzime oblicze hip-hopu. Ich wspólna działalność była i do tej pory jest wykorzystywana u innych artystów – sample, cuty czy follow-upy znajdziemy u Pezeta, Łony, Fisza, Dizkreta, Trzeciego Wymiaru, Małolata, DonGuralesko czy Ostrego. W audiotece polskiego rapu znajdziemy też liczne numery inspirowane twórczością grupy, raperzy dopisują również nowe wersje ich utworów i często w swoich numerach wspominają Grammatik jako fundament, na którym budowali swoje kariery. Wystarczy wspomnieć VNMa w numerze „Zrobią to za mnie”, gdzie nie ukrywał, że „Zanim rapowałem, słuchałem Grammatik EP”, albo numer, który powstał w ramach współpracy Niewidzialnej Nerki i labelu Prosto. „Friko” nie tylko tytułem nawiązuje do płyty „Światła miasta" i pochodzącego z niej utworu, ale jest jego odświeżoną wersją. Autorzy sequela chcieli pokazać, jak przez lata zmieniło się podejście do zarabiania pieniędzy i komercjalizacji muzyki.
Grammatikowe „Friko” bardzo często pojawia się też jako odwołanie w tekstach innych raperów. „Hajsy za Friko to ma Grammatik w ZAiKSie” – rapuje Te-Tris w „ZPRDL”. Podobne odniesienie znajdziemy u Wygi, który z Soulpetem zrobił numer „Po co ci to, Pete”. Tutaj pojawia się wers „Kto cię spłaci, pogoda jest tylko dla bogaczy/ Nigdy nie miałem tu złudzeń, tak mnie nauczył Grammatik". Z kolei numer „Nie ma czasu pomyśleć” był bezpośrednią inspiracją do nagrania przez Suprana, Asetka i Stocha utworu o tym samym tytule, który trafił na album „De Nekst Best Mixtape”.
Pytanie „co by było, gdyby Grammatika nie było?” wydaje się więc zbędne. Ale mimo wszystko próbujemy się dowiedzieć, co myślą o tym założyciele grupy?
Jotuze: Wszystko potoczyło się wtedy bardzo szybko i jakby z marszu wszedłem w rap. Nie wiem, być może nagrywałbym sam, na spokojnie, jakieś solowe pojedyncze numery... Może miałbym zespół z kimś innym, a może wszystko by lądowało w szufladzie jako efekt uboczny mojej pasji. Nie myślę w kategoriach „co by było gdyby...”.
Mikołaj „Noon” Bugajak: Możemy spekulować do woli, ale niedługo po wydaniu „EP” ukazał się w Polsce mój solowy debiut „Bleak Output”, który zrobił niewiele mniejsze spustoszenie. Moja kariera muzyczna rozwijała się więc dwutorowo. Funkcjonowałem w hip-hopie, a jednocześnie tworzyłem zupełnie inną muzykę, instrumentalną i właśnie ta druga ścieżka okazała się być mi bliższa. Oczywiście, bez Grammatika mogłem w ogóle nie trafić tak intensywnie do środowiska hiphopowego. Zapewne i tak nagrałbym swoją płytę instrumentalną i możliwe, że wyjechałbym z Polski. Sukces zespołu i propozycja Pezeta, która przyniosła album „Muzyka klasyczna” spowodowała, że nie musiałem za wiele kombinować, rzeczy działy się same. Natomiast nie wyobrażam sobie, żebym w 1998 roku robił bity np. dla Molesty, a Eldo i Jotuze nagrali „Światła miasta” do bitów Emade. Taki wszechświat równoległy wydaje się dziwny.
Nam, 20 lat później, też trudno to sobie wyobrazić.