Łukasz Czepiela jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich pilotów samolotowych. Na codzień pracuje jako kapitan rejsowego Airbusa, ale od święta zamienia się w "demona prędkości", kręcąc zapierające dech w piersi akrobacje na pokazach lotniczych. W 2018 roku jako pierwszy Polak został mistrzem świata Red Bull Air Race w klasie Challenger. W filmie z serii „Until 18”, który właśnie miał swoją premierę, Łukasz opowiada o drodze jaką przeszedł jako młody chłopak, pracując na emigracji w Anglii, by móc realizować swoją pasję i zostać pilotem. To historia o determinacji i spełnianiu marzeń. Zobacz film w playerze poniżej, a potem przeczytaj rozmowę z bohaterem.
Zobacz film „Until 18” o karierze lotniczej Łukasza Czepieli:
8 min
Until 18: Łukasz Czepiela
Poznaj polskiego pilota, który dzięki ciężkiej pracy i determinacji zrealizował marzenia z dzieciństwa.
Krystian Walczak: Hej, Ikar!? Nie wiedziałem, że tak na ciebie wołali.
Łukasz Czepiela: Stara historia. (śmiech) To wzięło się ze śmiesznej sytuacji ze szkoły. Kiedy przerabialiśmy mitologię, nauczycielka wzięła do odpowiedzi jednego z kolegów. Poprosiła go, żeby opowiedział mit o Dedalu i Ikarze. Tak się złożyło, że nie był asem z języka polskiego. Odpowiedział, że będzie lepiej, jeśli sam Ikar to opowie i wskazał na mnie. Ja już latałem. Wszyscy się z tego śmiali, a ksywa do mnie przywarła.
Bardzo wcześniej zacząłeś. Pamiętasz pierwsze solo, pierwszy lot samodzielny? Ile miałeś lat, i w którym to było roku?
Tego nie da się zapomnieć. Puchacz! Numer z końcówką 86. Było to pod wieczór – pewnie w maju lub czerwcu, na początku sezonu w 1998 roku. Instruktor wysiadł i kazał mi lecieć samemu. Byłem mega szczęśliwy, bo było to coś, na co czekałem kilka lat pracując na lotnisku, pomagając przy startach szybowców i dając z siebie wszystko. To był piękny początek długiej przygody. Miałem wtedy 15 lat, a rocznikowo 16. Pamiętam, że pisałem jakieś podania do Urzędu Lotnictwa Cywilnego, albo nawet do samego ministerstwa, żeby móc się wcześniej wyszkolić.
Parę lat później, pewnego dnia nad Warszawą:
1 min
Przelot pod warszawskimi mostami na Dzień Flagi
Łukasz Czepiela i Martin Sonka przelecieli pod warszawskimi mostami na Dzień Flagi.
Fajnie jest powspominać?
Fajnie! To uświadamia, jak długą drogę się przebyło. Na co dzień o wielu rzeczach się zapomina. Zwłaszcza, że kręciliśmy to w roku, w którym latam minimalnie, albo prawie wcale. Był czas, żeby usiąść i popatrzeć na to, jak wiele pracy mnie kosztowało dojście do miejsca, w którym jestem teraz i jak wiele przeciwności stało na mojej drodze.
Łukasz w Jasionce, w szybowcu, którym latał jako nastolatek:
W filmie do odpowiedzi zostali wywołani twoi rodzice. Nie znałem historii z przewiezieniem ich Airbusem w ich rocznicę.
Mieli przylecieć do Polski w odwiedziny – do mnie i do mojej siostry, która mieszka w Rzeszowie. Wiedzieli tylko, że odbiorę ich z lotniska. Powiedziałem, że tego dnia idę do pracy, mam lot do Londynu, a w drodze powrotnej ląduje 15 minut przed nimi i będę na nich czekał na lotnisku. Tymczasem zamieniłem się z kolegą i zastąpiłem go w ich locie. Ponieważ była to ich rocznica, w drodze do pracy zatrzymałem się w kwiaciarni, a na pokładzie przywitałem ich dużym bukietem kwiatów. Później, witając pasażerów na pokładzie przez głośniki, powiedziałem, że samolotem lecą moi rodzice. Pamiętam, że trochę łez się wylało.
Cała twoja kariera to podążanie za marzeniem. Marzeniem, które pojawiło się w twojej głowie, gdy miałeś 6 lat i zobaczyłeś pokazy lotnicze. Prawda?
Jak byłem bardzo młody, dużo marzyłem o lataniu, podczas gdy wiele osób, w tym nauczycieli, mówiło, że pewnie jeszcze mi się odmieni. W tym wieku raz chce się być karateką, raz pilotem a jeszcze innym razem strażakiem itd. Ale w moim przypadku, od kiedy zakochałem się w lataniu, nic się w tym temacie nie zmieniło. No i przekonałem tych nauczycieli, ale przede wszystkim udowodniłem samu sobie, że pomimo wielu przeciwności losu, bo latanie jest bardzo drogim sportem, potrafiłem to wszystko osiągnąć – i to bez ogromnego wsparcia finansowego. Rodzice pomagali mi tyle ile mogli, ale był czas kiedy oboje byli bezrobotni i było bardzo ciężko. Sam pracowałem po 14 godzin dziennie, przez 7 dni w tygodniu, na dwa etaty, plus wolontariat w zespole akrobacyjnym i uważam, że jak się chce, to można. Jest jakaś tam karma, czy jakkolwiek się to nazywa… Ja bardzo mocno w to wierzę. Wiem, że wszystko jest możliwe.
Na lotnisku nie gadamy o lataniu
W lotniczym gronie
Nigdy nie żałowałeś tej harówki po kilkanaście godzin dziennie? Byłeś młody, wtedy myśli się też o zabawie, rozrywce, a ty całymi dniami pracowałeś.
Było dużo imprez, które mnie ominęły. Jak byłem starszy, to małe ogniska, czy grille na lotnisku zastępowały mi imprezy w klubach. No i dalej tak jest, że wolę mieć węższe grono znajomych, ale za to dość bliskich. I chyba tak mi zostało, że jakieś wielkie imprezy zostawiam komuś innemu, a sam staram się skupić na tym, żeby dalej robić fajne rzeczy z bliskimi osobami.
Czy twoje rozmowy ze znajomymi schodzą czasami na tematy pozalotnicze?
Tak. Śmieszne jest to, że jak się spotykam w jakimś barze ze znajomymi, którzy latają, to gadamy tylko o lotnisku. A jak jesteśmy na lotnisku, to gadamy przede wszystkim o rzeczach pobocznych. Także zdarza się.
Zobacz też lądowanie Łukasza na sopockim molo:
1 min
Tak Łukasz Czepiela wylądował na molo w Sopocie - video
Sezon czas zacząć! Łukasz Czepiela miał ochotę na watę cukrową, więc wylądował na sopockim molo.
Wracając do tematu tego roku, widziałem na twoim fanpage’u, że po latach wróciłeś do szybowców. Jak to się stało i jak wyglądał twój sezon szybowcowy?
Całym sezonem bym tego nie nazwał. Tak naprawdę zrobiłem 38 lotów, żeby odzyskać licencję szybowcową. Udało się to już w październiku, a więc po sezonie. A zdecydowałem się wrócić ze względu na to, że ten rok jest mega stresujący. Zawsze w lataniu dużo się działo – czasami aż za dużo! Miałem aż trzy różne źródła dochodu – Red Bull Air Race, pokazy akrobacji oraz linia lotnicza. W tym roku została linia i to na ¼ etatu. Ze względu na koszty latanie samolotowe odeszło w kąt. A szybowce są stosunkowo tanie i przede wszystkim bardzo relaksujące. Chciałem po porostu wsiąść do szybowca, polecieć gdzieś, powozić się pięć godzin po niebie i nie myśleć o niczym innym. To był główny pretekst.
5 godzin? Zrobiłeś jakiś spory przelot?
Tych pięciu godzin nie udało mi się zaliczyć, bo zacząłem dość późno w sezonie, ale mam w ręku nową licencję, która już jest bezterminowa i mam nadzieję, że w przyszłym roku uda mi się trochę posiedzieć w kabinie szybowca. No i wciąż mam nadzieję, że będzie dużo więcej latania samolotowego!
Dowiedz się więcej