RAU Performance
© RAU Performance
Muzyka

Od Kabaretu po Malediwy: 10 płyt, których warto posłuchać

Przy odrobinie szczęścia, jesień da się przeżyć. Z tymi płytami – da się nawet lubić. Oto 10 najciekawszych (i nie hiphopowych) premier końca 2018 roku.*
Autor: Tomek Doksa
Przeczytasz w 7 min

Igor Boxx „Kabaret”

Jak świętowałeś/aś niedawno 100-lecie odzyskania przez Polskę niepodległości? Nuciłeś/aś pod nosem poza hymnem narodowym, ulubione piosenki z patriotycznym refrenem? Igor Boxx, połowa duetu Skalpel, a przede wszystkim autor wydanego w marcu świetnego albumu „Fyodor”, wolał „zabawić się” inaczej i na 11 listopada przygotował krążek… „Kabaret”, udostępniony do darmowego odsłuchu w sieci. Artystycznie inspirował się filmem Boba Fosse’a z 1972 roku, z Lizą Minnelli i Michaelem Yorkiem w rolach głównych, muzycznie zaś opowiadał po swojemu historie z dorobku m.in. Davida Bowiego czy The Doors – bo to płyta stanowiąca zbiór instrumentalnych coverów m.in. wyżej wymienionych artystów, jak i przerobionych motywów dźwiękowych ze wspomnianego „Kabaretu”. Wszystko zaś po to, by na okoliczność tak pięknego jubileuszu rodakom przypomnieć, jak wielkim złem jest szowinizm i faszyzm. Trzeba mu za to mocno przyklasnąć.

Sam & Bart „Sam & Bart”

„Dwa męskie głosy, śpiewające w harmonii”? Tak to na naszej scenie raczej rzadkość. Ale i nie muzyczny produkt pierwszej potrzeby, dlatego bardzo możliwe, że wspólna płyta Janka Samołyka (Sam) i Szymona Bartkowiaka (Bart), która ukazała się we wrześniu, przeszła ci mimo uszu. Ci bardziej uważni – i gustujący w melodyjnych i nieprzekombinowanych, bo zaaranżowanych na dwie gitary i na dwa głosy piosenkach – słuchacze wychwycili pewnie duet na kwietniowym festiwalu Enea Spring Break w Poznaniu, mogli też trafić na jeden z koncertów chłopaków w ramach jesienno-zimowej trasy po Polsce. Wszyscy inni zdążą jeszcze zamówić ich płytę na prezent gwiazdkowy – album zatytułowany po prostu „Sam & Bart” powinien się w tej roli sprawdzić przede wszystkim dla tego, kto ceni w muzyce dobry songwriting.

Evorevo „Dwubiegunowa”

Ważne tematy, bo o problemach współczesnego świata, nałogach, lękach i spełnieniach, porusza też inny zespół Igora i Magiery z White House – Evorevo – do którego przy najnowszej płycie „Dwubiegunowa” dołączył Maciek Kurowicki. Tak, tak, ten sam Maciek, którego być może znasz z zespołu Hurt. Cztery lata po nagranym jeszcze w duecie krążku „Underpop”, Evorevo tym razem daje mocniej do pieca, bo poza zadziornymi tekstami, śmielej miesza muzyczne gatunki, bawiąc się przy tym przednio tą „syntezatorowo-poetycką” formą, w jakiej „Dwubiegunowa” została zamknięta. A przynajmniej tak ta płyta brzmi – niby poważnie, a jednak rozrywkowo.

RAU Performance „Mistrz sztuki”

Zostawmy jednak na razie poważne tematy. Poszukajmy lepiej jakiejś sztuki. A tę – po „Konkretnej rozrywce” z 2016 roku – serwuje „producent, raper, grafik, autor teledysków”, czyli – jak sam się tytułuje na nowym krążku – Mistrz. „Nikt w Polsce jak ja / No bo jak, i nikt w USA Super, supreme, sublime / My my my / RAU zjawisko, umiem wszystko /Nie możesz mnie strawić weź Travisto” – zachęca w numerze „Nikt w Polsce”. I trudno się z nim nie zgodzić, skoro na jednej płycie mieści obok siebie takie sztosy, jak „Dojadamy”, „U mnie w pracy” (feat. Adi Nowak) czy „Nie dzwoń, nie pisz”. Dzwoń, dzwoń – po znajomych. I puść im nowego RAUa. Niech oni też coś mają od życia.

Andrzej Mrozek „Kosmos”

Kto wie, być może swój kolejny album RAU zatytułuje „Władca kosmosu”... Nawet by do niego pasował! Ale wcześniej „kosmiczny” materiał notuje na swoim koncie debiutant. Nazwisko Mrozek może niewiele ci powie, ale w jego przypadku warto zaryzykować i przysłuchać mu się bliżej. Z odkrywaniem nowej muzyki jest u nas problem, w końcu najbardziej lubimy słuchać piosenek, które już kiedyś słyszeliśmy, ale dla fajnie śpiewającego Andrzeja warto zrobić wyjątek. Także dlatego, że jego pierwszą epkę wyprodukował Duit – producent ze świetnym albumem „Now I’m Here” w dorobku, który podrzucił Mrozkowi stylowe, elektroniczne podkłady. No i jeszcze ten klip od Łukasza Zabłockiego – tak się powinno właśnie robić męski pop w Polsce!

Tęskno „Mi”

A skoro o Duicie mowa… Pomagał on ostatnio też innym debiutantom – dziewczynom z duetu Tęskno, które jesienią wydały czarujący album „Mi”. Zdążyły z nim już zostać zgłoszone do Paszportów Polityki i wyróżnione nagrodą im. Grzegorza Ciechowskiego. Jak napisano w uzasadnieniu tej drugiej: „za płytę, która jest 12-częściowym, rozpisanym na głosy, fortepian, instrumenty smyczkowe i delikatną elektronikę ekscytującym poematem kobiecej wrażliwości”. Coś w tym jest i trzeba dziewczynom faktycznie przyznać, że nagrały album, którego nie tyle się słucha, co przeżywa – a to udało się w ostatnim roku nielicznym. „Tęskno okazało się dla nas obu takim kuszącym, niezaplanowanym zaproszeniem do podróży w nieznane” – mówiły nam już kiedyś dziewczyny, zapowiadane w tym artykule. Drogie panie, nie tylko dla was!

We Will Fail „Dancing”

Podróżą w nieznane jest też trochę trzeci album Aleksandry Grünholz, nagrywającej muzykę elektroniczną pod szyldem We Will Fail. Choć to wycieczka po mrocznych zakamarkach nocnych klubów i twojej duszy. „Od jakiegoś czasu szukałam motywów szatańskich, przedstawień piekła, demonów. Szukałam ich w sztuce średniowiecznej, renesansowej i barokowej. Podoba mi się to, w jaki sposób od dość wczesnych przedstawień, były pokazywane potwory i sytuacje grozy” – tak na łamach „Gazety Magnetofonowej” Aleksandra mówiła o... wyborze grafik na płytę „Dancing”, ale że w przypadku jej We Will Fail oprawa wizualna zawsze jest bardzo spójna z tym, co można znaleźć na płytach, lubię tą wypowiedzią tłumaczyć muzykę zawartą na krążku. Sama autorka tłumaczy, że motywem przewodnim tej płyty jest noc, bo wtedy wszystko jest niegrzeczne i niewyraźne. „Nie chciałam przywoływać koszmarów, raczej atmosferę snu” – mówi. Trudno jednak przy tym zasnąć.

Jazxing „Moon Call”

Na przeciwległym biegunie sceny elektronicznej rozwija się pięknie od jakiegoś czasu Polena Recordings – oficyna wydawnicza, która miała prawo powstać we Włoszech, Hiszpanii, albo chociaż Chorwacji, czyli tam, gdzie nikt nie narzeka na niedobór słońca i nie wstaje od stołu przed skończeniem butelki wina. Ale w szarej i ponurej Polsce? A jednak! Katalog Poleny jest muzycznym lekiem na całe zło, które czasem widać u nas za oknem. Przyklasnąć proszę Jaromirowi Kamińskiemu, którego powinno się kojarzyć z duetu Ptaki, i który wydaje teraz balearyczne rytmy, tak bardzo w naszej szerokości geograficznej potrzebne. Jednym z ostatnich wydawnictw firmowanych logotypem Poleny jest epka Jazxing – duetu założonego przez ludzi, wcześniej grających w rockowych i postpunkowych załogach, a teraz porywających na parkiet, z którego nawet po ostatnim dźwięku „Moon Call” żal schodzić.

Wolność „Outlines”

Wpisuję „wolność” w Google. Wyskakuje 124 000 000 wyników. Około. Sprawdzam jeszcze Google Trends, narzędzie do mierzenia popularności danych haseł. „Wolność” wyraźnie rośnie z końcem października, w listopadzie wyskakuje na najwyższy w całym 2018 roku poziom. Tak się składa, że wtedy swoją premierę miała nowa płyta Wolności – zespołu Adama Witkowskiego, czyli pana od Nagrobków. Przypadek? Tylko Adam i jego grupa wiedzą, czy zainteresowanie z Google przełożyło się na sprzedaż płyty, niemniej – mam nadzieję, że zbieżność dat i danych nie jest przypadkowa. „Outlines”, jak to zazwyczaj u Witkowskiego, nie jest płytą dla każdego, ale nie taka Wolność straszna, jak ją wrogowie improwizacji malują. O ile jego Nagrobki to osobliwa propozycja przebojowych piosenek o umieraniu, tak Wolność to nieprzewidywalny miks rocka, jazzu, elektroniki, a nawet hip-hopu. Dla każdego, kto rzeczywiście szuka w muzyce czegoś „więcej”.

Malediwy „Afroaleatoryzm”

Różne środowiska muzyczne, zamiłowanie do improwizacji, artystyczna wolność zamiast umizgów do publiczności – oto i duet Malediwy, za którym stoją Marek Pospieszalski i Qba Janicki, muzycy znani choćby ze współpracy w kwintecie Wojtka Mazolewskiego. Tu jednak sami są panami swojego losu i napędzają się wzajemnie w eksplorowaniu tytułowego „Afroaleatoryzmu”. Czyli – pisząc nieco jaśniej i posługując się opisem samych artystów – „luźnego związku muzyki afrykańskiej i techniki kompozytorskiej, opierającej się na dziele przypadku”. Malediwy? Zimą? Jak najbardziej. Ta płyta udowadnia, że ani na egzotyczną wycieczkę, ani na muzykę wychodzącą poza utarte schematy, nie trzeba wydawać ogromnej sumy.
*) Dlaczego nie hiphopowych? Bo o tych piszemy na naszych stronach na bieżąco. Zajrzyj do cyklu „Raptem” albo sprawdź ostatnie wywiady z raperami, by sprawdzić, co w rapie piszczy.