Paluch
© Bartek Modrzejewski
Muzyka

Paluch: Z dala od celebrytów

„Każde pokolenie ma swoje pięć minut” – mówi nam Paluch, który jednak na scenie hiphopowej aktywny jest znacznie dłużej. I jak zawsze, ma sporo ciekawego do powiedzenia.
Autor: Marcin Misztalski
Przeczytasz w 13 minPublished on
Jest idealnym przykładem na to, że tytaniczna praca, upór i konsekwencja przynoszą wymierne efekty. Kiedy w 2004 roku wypuszczał na poznańskie bloki nielegal „Życie jest piękne”, niewielu zapewne sądziło, że kilkanaście lat później będzie się o nim mówiło w kategoriach jednego z największych artystów w historii polskiego hip-hopu. Sam raper do swoich sukcesów ma dość pokorne podejście i – jak przyznaje – dopiero czas zweryfikuje jego dotychczasowe działania. Legendą się absolutnie nie czuje, widzi je za to w osobach swoich starszych kolegów z Poznania. Przed tobą twardo stąpający po ziem Paluch, którego mocno irytują romanse raperów z show-biznesem.
Zauważyłem, że unikasz w ostatnim czasie rozmów z mediami i niełatwo umówić się z tobą na wywiad.
Paluch: To prawda. Propozycji na wszelakie wywiady było ostatnio sporo, ale na większość nie przystałem. Zaczęło mnie męczyć i nudzić udzielanie wywiadów... Pytania często się powtarzają, pojawiają się tematy, których nie mam ochoty poruszać i, mówiąc wprost, nie chce mi się w kółko gadać o tym samym. Domyślam się, że ludzie, którzy śledzą rozmowy ze mną, w pewnym momencie mogli poczuć to samo. Nie traktuję wywiadów do końca jako skuteczną formę promocji, bardziej jako narzędzie do komunikacji z moimi słuchaczami – wiesz, taka luźna, naturalna rozmowa. Czasami chcę dać odbiorcom coś więcej niż tylko koncert i kolejny teledysk.
Chciałbym na moment zahaczyć o czasy, kiedy z propozycją wywiadów wychodzili nieliczni. Na wydanym 11 lat temu albumie „Biuro ochrony rapu” pojawił się obok ciebie gigant poznańskiej sceny, Donguralesko, co musiało być dla ciebie wówczas niemałym wydarzeniem. Twoja ubiegłoroczna „Złota owca” ukazała się z kolei w tym samym dniu, co „Dom otwartych drzwi” Gurala właśnie. Pierwsza pozycja na liście OLiS przypadła jednak tobie, nie starszemu koledze. Jak odebrałeś to – nazwijmy to – symboliczne zwycięstwo?
Ciężko odpowiedzieć na to pytanie. Donguralesko jest ode mnie starszy i działa dłużej na scenie. Kiedy zapraszałem go do numeru „Wokół mnie”, miał już na koncie kilka płyt, które osiągnęły spory sukces. Przez wiele lat nie miałem do niego podjazdu pod kątem ilości granych koncertów, czy nakładów, w jakich rozchodziły się nasze płyty. Wydaje mi się, że jest za wcześnie na takie porównania. Czas pokaże, czy ludzie będą o mnie pamiętać za kilka lat, tak jak wciąż pamiętają np. o Guralu. Nie wiem, czy moja muzyka będzie ważna dla tej sceny – o ile jest ważna teraz – za jakiś czas. Stary, już pojawiają się raperzy dużo młodsi ode mnie, którzy za rok będą sprzedawać więcej płyt niż ja. Każde pokolenie ma swoje pięć minut. Biorę pod uwagę to, że za jakiś czas ludziom może znudzić się mój ryj i nawijka. (śmiech) Jestem świadomy, że przyjdzie taki moment, w którym zostanę wyparty ze sceny. Na szczęście nic w tej chwili na to nie wskazuje, więc dalej w spokoju robię swoje.
Masz wątpliwości, czy jesteś ważny dla tej sceny? Chwila, przecież twoje albumy rozchodzą się setkach tysięcy egzemplarzy. To robi wrażenie.
Jeśli weźmiemy pod uwagę: ilość koncertów, hype czy sprzedaż, to śmiało mogę powiedzieć, że nigdy nie byłem ewidentnie najpopularniejszym raperem w Polsce, tak jak dziś bez wątpienia na szczycie są Taco Hemingway i Quebonafide. Nawet przy sprzedażach, jakie osiągnął krążek „Oko” czy „Złota Owca”, „przegrywałem” z Gangiem Albanii i Quebonafide. To nie jest żadna skromność z mojej strony, bo doskonale znam swoją wartość. Mam w sobie duży dystans do tego wszystkiego, co dzieje się teraz w moim rapowym życiu. Absolutnie nie uważam się za legendę. Czas zweryfikuje to, kim dziś jestem.
Słuchając ciebie, odnoszę wrażenie, że chyba źle czułbyś się w roli rapera w żółtej koszulce lidera.
Chyba coś w tym jest. Widzisz, tu też trzeba odpowiedzieć na pytanie, co jest miarą sukcesu? Czy sukcesem jest wizyta u Wojewódzkiego? Występ na festiwalu Top Trendy? A może właśnie omijanie takich miejsc, bycie w trasie przez 7-8 lat i sprzedaż na poziomie złotych i platynowych płyt? Dla mnie największym sukcesem jest to, że wszystko od początku robię praktycznie sam. Oczywiście nie zapominając o wsparciu bliskich czy raperów, którzy pomogli mi w ciągu ostatnich lat. Widzisz, ja mimo wszystko traktuję rap jako muzykę podziemną. Zauważam na koncertach dużo nowych odbiorców i sezonowców, którzy krzywią się przy każdym rzuconym przekleństwie ze sceny. Dziwne się to wszystko robi. Rap staje się popem, nie tylko przez to, że jest popularny, ale także przez to, że raperzy częściej wcielają się w rolę piosenkarzy i wokalistów niż... raperów. Większość z nich jest wykonawcami z wykreowanym wizerunkiem.
Paluch

Paluch

© Bartek Modrzejewski

Może dlatego, że raperom – jakkolwiek dziwnie to zabrzmi – hip-hop już nie wystarcza i chcą trafiać znacznie szerzej? Może stąd to częste puszczanie oczka w stronę popu?
Irytują mnie romanse raperów z mainstreamem i tym całym show-biznesem. Kiedyś telewizja i radio nas olewały, myśmy w międzyczasie świetnie poradzili sobie sami. Przejęliśmy internet, mamy swoje wytwórnie, własne firmy odzieżowe i wszystko to, na co zapracowaliśmy sobie sami. Obawiam się, że za chwilę będzie tak, że to znów ludzie z show-biznesu będą ustalać warunki gry – jeśli nie będziesz grany w radiu i nie będziesz występował na ich galach, to ciężko będzie się przebić. Z jednej strony jest to dobre, bo ja i kilkunastu innych raperów zostaniemy tu, w hip-hopie. A z drugiej strony – wyodrębni się właściwy mainstream, w którym będzie się zarabiało pieniądze na graniu dla przypadkowej publiczności. Wielu raperów ma dzisiaj parcie na szkło i bycie celebrytami, zawsze będę stał w opozycji do nich.
Porozmawiajmy o albumie, który bardzo mocno zaistniał w mainstreamie, a do którego dorzuciłeś swoje trzy grosze. „Soma 0,5mg” Taconafide. Taco i Quebonafide bez problemu wyprzedali z nim największe hale w Polsce...
Ta trasa to zdecydowanie największy sukces w historii polskiego hip-hopu. Powiem więcej – to jedna z największych tras w historii polskiej muzyki. Ich projekt pie****nął tak mocno, że media nie mogą tego w żaden sposób negować i pomijać. Najlepsze jest to, że oni zrobili to sami, bez oficjalnej pomocy ludzi z zewnątrz, spoza hip-hopu. Z tą trasą wiąże się też trochę śmieszna sytuacja. Pamiętam, że pół roku przed tym, jak ogłosili, że grają w największych halach w tym kraju, poruszałem temat takiego grania z moją menedżerką. Chciałem połączyć siły z innym raperem i wyruszyć w Polskę, tak jak zrobili to oni. W momencie, gdy zobaczyłem informację, że to robią, od razu napisałem do Quebonafide z gratulacjami i że jestem pewien, że ich trasa wypali, bo to dobry moment na takie rzeczy. Byłem trochę wkurzony, że oni to zrobili pierwsi, ale z drugiej strony cieszyłem się, że to akurat oni. To nie jest Gang Albanii, tylko Taconafide. Są dobrymi raperami, piszą wartościowe teksty. Są trochę po różnych biegunach, ale dzięki temu świetnie się uzupełniają. To gigantyczny sukces polskiego hip-hopu i trzeba się z tego cieszyć.

38 min

Quebonafide: Romantic Psycho Film

Film dokumentalny o Quebonafide, jednym z najpopularniejszych i tajemniczych polskich raperów, to zapis jego podróży w głąb Azji, która zainspirowała go do pracy nad płytą „Romantic Psycho”.

Miałeś już pomysł, z kim chciałbyś w taką trasę wyruszyć?
Taka trasa to ruch typowo biznesowy, to oczywiste. Na pewno trzeba byłoby połączyć się z kimś, kto jest na podobnym poziomie popularności. To nie mogą być dwie osoby grające podobny rap, bo wtedy taka trasa nie ma szans wypalić. Musi być dwóch artystów, którzy przyciągają nieco innych, a zarazem nowych, odbiorców. Wtedy jesteśmy w stanie zapełniać hale na 8-10 tysięcy ludzi.
Jeśli jesteśmy już przy rapowych duetach. Dzieje się coś w sprawie drugiej płyty z Kalim?
Rozmawialiśmy z Kalim na temat wspólnego projektu kilka razy. Na dzisiaj jednak nic się w sprawie naszej wspólnej płyty nie dzieje. Każdy ma na głowie swoje projekty, dochodzą do tego intensywne trasy koncertowe, prowadzenie firm i wytwórni płytowych.
Masz na koncie współpracę z tuzami europejskiej sceny – Rytmusem i Freemanem z brygady IAM. Chodzi ci może po głowie numer z którymś z raperów z zachodu?
Nigdy specjalnie nie zabiegałem i nie uderzałem w tamtą stronę. Jest plan, by na mojej nowej płycie pojawili się goście z Europy. Wykonujemy poważniejsze ruchy w tym kierunku. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Powiem ci szczerze, że ciężko mi sobie w tej chwili wyobrazić kawałek z kimś, przykładowo, z ekipy NTM czy Fonky Family. Oczywiście, że ich szanuję, oczywiście, że słuchałem ich płyt, ale wydaje mi się, że chyba nie odnaleźliby się na tych dzisiejszych beatach. Poza tym dzieli nas zbyt wielka różnica wieku… 15 lat to mimo wszystko sporo. Do dziś uważam, że płacenie za zwrotki jest słabe. Rozumiem, że tak się dzieje, nie ma w tym nic dziwnego, ale dla mnie jest to po prostu słabe. Tym bardziej, że raperzy rzucają stawki typu... 30 tysięcy euro. (śmiech) I słyszę to od ludzi, którzy sprzedają mniej płyt niż ja. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że mam z kimś numer, a jednocześnie nie widzimy się, nie mamy żadnego kontaktu, nie rozmawiamy – to nie wchodzi w grę. Żaden z moich projektrów nie opierał się na takich warunkach. Kontakt bezpośredni był zawsze, ale przyznaję, że czasami ten kontakt ograniczał się tylko do rozmów przez internet.
Sokół powiedział kiedyś, że czuje się dziwnie, patrząc na to, jakie domy mają jego koledzy z Zachodu, którzy zajmują się rapem.
Podstawową kwestią jest to, że my zarabiamy w złotówkach, a koledzy z Francji i Niemiec w euro. Tego nie przeskoczymy nigdy. Wiem, jaka dzieli nas przepaść. Polscy raperzy nie są biedni jak na polskie warunki, ale jeśli chcemy się porównywać do Francuzów, to zawsze będziemy wypadać blado. Dzięki temu, że mam trochę kontaktów z ludźmi z Europy, mam rozeznanie w tym temacie, podobnie zresztą, jak wspomniany przez ciebie Sokół. Gdybym w Niemczech wydał taką płytę, jak „Ostatni krzyk osiedla” to rozeszłaby się ona w nakładzie pół milionowym i zarobiłbym pieniądze na całe i to bardzo wygodne życie. W Polsce tak to nie wygląda. Tutaj mimo upływu lat i zmian, jakie zachodzą na scenie, rap wciąż jest traktowany jak muzyka dla patusów. W radiu, jeśli leci hip-hop, to głównie ten... lżejszy. We Francji rozgłośnie grają numery hardcorowe. U nas minie jeszcze trochę czasu, nim tak się stanie. Poważne firmy nie zabiegają o nas tak bardzo, jak zabiegają o raperów w Niemczech. Zdarza się czasem, że dostanę ofertę udziału w reklamie od dużej firmy, ale z żadnej nie skorzystałem, bo to nie są pieniądze, za które mógłbym świecić ryjem na ulotce czy plakacie. Ostry nawiązał fajną współpracę z firmą alkoholową i jest to marka, która jest na tyle poważna, że pasuje do jego osoby. Powiem tak: niezależnie od różnic jakie są między Zachodem a Polską, nie narzekam – żyje mi się dobrze, mam kochającą rodzinę, gram koncerty, nagrywam nowe kawałki i spełniam się na wielu frontach.
Opuśćmy naszych zachodnich sąsiadów i wróćmy do Polski, a ściślej Poznania. Tutejsza scena zawsze kojarzyła mi się ze współpracą i wzajemnym wsparciem. Wystarczy powiedzieć, że chętnie wspieracie swoje projekty.
Oczywiście, że mam obecnie kontakt z raperami z Poznania, większy bądź mniejszy. Nie jesteśmy przyjaciółmi, którzy razem śmigają na wakacje, ale ten kontakt jest cały czas. Słoń, Sheller i ja to te drugie poznańskie, rapowe pokolenie, które częściowo wychowało się na muzyce Killaz Group i Slums Attack. Może dlatego tak się razem trzymamy? Obecnie czekamy na trzecie pokolenie raperów z Poznania i na razie nie możemy się doczekać. (śmiech) Nie ma u nas znaczących raperów, którzy są od nas młodsi. W przeciwieństwie np. do tego, co dzieje się w Warszawie czy innych miastach Polski. Śledzimy poznańską scenę cały czas i gdy tylko pojawi się tutaj jakiś utalentowany koleżka, to chętnie nawiążemy z nim współpracę.
Paluch

Paluch

© Bartek Modrzejewski

Rozpad Slums Attack wpłynął jakkolwiek na waszą scenę?
Przestał działać zespół, który jest jednym z najważniejszych zespołów w historii rodzimego hip-hopu. Szkoda, że tak się stało, ch***wo wyszło, mówiąc wprost. Na mnie, jako rapera, nie wpłynęło to jednak w ogóle, bo o ile treści w kawałkach mamy podobne, to różniliśmy się klimatem i formą numerów. Mimo że z Rychem nagraliśmy mnóstwo wspólnych kawałków, to nie była to na tyle zażyła znajomość, by rozpad Slums Attack mocno na mnie wpłynął. Nie potrafię odpowiedzieć na twoje pytanie. Na pewno ogromny wpływ będzie miał ich powrót. O ile coś takiego będzie miało w ogóle kiedyś miejsce. Rozpad Slums Attack nie zmienia faktu, że zarówno DJ Decks, jak i Peja są legendami polskiej sceny hiphopowej.
W okolicach premiery „Złotej owcy” zacząłeś się zastanawiać, dlaczego ludzie tak bardzo ci słodzą, a twoje kawałki nie spotykają się z krytyką. Pozwolisz, że to złamię i... trochę ci pocisnę... Skąd u ciebie potrzeba rzucania takich, momentami wręcz prostackich, wersów jak choćby: „masz ból dupy, popraw stringi”?
(śmiech) Robię to świadomie i z premedytacją. To są zamierzone zabiegi stylistyczne, w których dobrze się czuję. Lubię taki rap robić i takiego słuchać. To proste, chamskie, podwórkowe pociski. Rzucając takie wersy chcę być kojarzony z osiedlowym rapem, a nie popem. Takie bagno podwórkowe. Typowy Seba i Mati. (śmiech) Moje życie przez ostatnie kilka lat zmieniło się o 180 stopni, ale ja wciąż jestem tym samym Paluchem, którego ludzie znają od lat. No dobra, jeżdżę lepszą furą. (śmiech) Na swoją obronę muszę dodać, że posiadam też wiele numerów, które mają dużo bardziej rozwinięte linijki pod kątem stylistycznym.
Domyślam się, że w momencie, gdy rozmawiamy, masz na komputerze już kawałki na nowe projekty?
Dążę do tego, by moje albumy ukazywały się jesienią. Nie chcę puszczać nowych płyt na wiosnę, bo na moich krążkach panuje ciężki, mocny klimat i średnio słucha się tego w ciepłe, wiosenne dni.

2 min

Czym dla ciebie jest hip-hop? Raperzy odpowiadają

Dowiedz się więcej

Quebonafide: Romantic Psycho Film

Film dokumentalny o Quebonafide, jednym z najpopularniejszych i tajemniczych polskich raperów, to zapis jego podróży w głąb Azji, która zainspirowała go do pracy nad płytą „Romantic Psycho”.

38 min
Oglądaj