Ten Typ Mes puszcza z Tuzzą "Kaczzki"
© Alkopoligamia
Muzyka

Premiera: Ten Typ Mes puszcza z Tuzzą „Kaczzki”

Co ma Ten Typ Mes do Włoch i pocztowych znaczków? Odpowiedź w klipie promującym płytę „RAPERSAMPLER+”.
Autor: Tomek Doksa
Przeczytasz w 5 min
Na ostatnich wakacjach był w Stanach, w Teksasie i słonecznej Kalifornii, ale na jesienną chandrę Ten Typ Mes proponuje tym razem klip inspirowany włoskim południem. Zapowiadającym jego „RAPERSAMPLER+” – suplement do wydanej na początku 2018 roku płyty, którą zrealizował samodzielnie w domowym studiu. „Kaczzki” zdradzają już jednak pewne odejście od tej formuły – raz dlatego, że w numerze pojawiają się goście, rapowy duet Tuzza Globale, dwa – że… Zresztą, Mes opowiada o wszystkim chętnie poniżej.
Ile najwięcej kaczek potrafisz puścić po wodzie?
Ten Typ Mes: Moje rekordy oscylują między 15 a 20. Jest to jedna z moich ulubionych form relaksu na wodą. Nie gonitwa z pistoletem na wodę, nie pływanie motylkiem, ale właśnie brodzenie po linii brzegowej, szukanie kamieni i nadawanie im snowboardowo-deskorolkowego sznytu. Jakoś mnie to od lat uspokaja. I co najlepsze, okazało się, że panowie z Tuzzy też nie mają problemu z tym, żeby kaczka odbiła im się z siedem-osiem razy na wodzie.
To ty byłeś prowodyrem waszego muzycznego spotkania?
Tak, to ja do nich podbiłem. Wszystko przebiegało według mojego planu: to znaczy oldskulowo. Odbyliśmy kilka spotkań, raz zakrapianych, raz zupełnie na trzeźwo, spotkań nocnych, dziennych, wymienialiśmy się też pomysłami i inspiracjami przez social media, mieliśmy więc sposobność się poznać. Wiesz, ja potrzebuję się z człowiekiem spotkać, a nie tylko wyklikać i napisać sobie, czy to się nam wszystkim opłaci. Jakbyśmy się nie dogadali przy stole i gdyby się okazało, że mamy zbyt rozbieżne poczucie humoru, to byśmy tego nie robili.

Zobacz klip do „Kaczzek”:

5 min

Ten Typ Mes & Tuzza Globale - Kaczzki

Jeśli chodzi o klip – ujęcia z ostronosami kręciliśmy w mieście, ale ogólnie zależało mi, by zachować typowo tuzzowy patent z klipami „podróżniczymi”. Akurat niedawno w ręce moich bliskich wpadła ciekawa nieruchomość na Mazurach, pełna pamiątek po latach 90. Reżyser Radek Nowik, człowiek Tuzzy, doskonale odnalazł się w tym klimacie.
Wasze spotkanie to mimo wszystko zaskakująca historia. Zwłaszcza, że po „RAPERSAMPLER” chyba nie tylko ja miałem wrażenie, że jeszcze przez jakiś czas wszystko będziesz nagrywał sam.
Wiesz, im dłużej pracujesz solo, tym bardziej nosi cię, żeby znowu pracować z ludźmi. A z drugiej strony – im częściej wymieniasz się z różnymi producentami bitami i mejlami, a ci spamują cię dziwnymi pomysłami na podział hajsu i fejmu, jaki chcieliby za swoją robotę, to wtedy masz poważny przesyt pracy z nimi. Trzeba więc co jakiś czas zmieniać otoczenie i próbować różnych rzeczy. Nie wystarczy powiedzieć: „ej, róbmy po prostu muzykę!”, ale trzeba robić taką muzykę, jakiej w danym momencie naprawdę potrzebujesz. Raz granej na żywo, kiedy indziej samotnej, albo zrobionej z jakimiś featuringiem. To wszystko zależy od baku, na jakim akurat jedziesz. Bak się nagle wyczerpie i trzeba coś mu dolać. Ty musisz obserwować, który bak jest pusty, by swój głód sztuki karmić innymi substancjami, zmieniać smaki. By nie oszaleć, by nie kopiować siebie samego!
Czyli „RAPERSAMPLER +” znowu był płytą robioną z ludźmi?
Nie, jeszcze nie. W przeważającej mierze, tryb pracy nad „RS PLUSEM” był taki sam, jak przy „RAPERSAMPLER”. Nie byłem jeszcze nasycony ani samplerem, ani domowym studiem, więc nagrywałem wszystko sam. Tylko jeden bit strasznie mnie wk**wiał, więc kazałem go ekipie Zły Przykład – Szogunowi i Bartkowi Tkaczowi – zremiksować.
Następne rzeczy natomiast nie będą już robione tą samą metodą. Jestem już trochę syty pracą z samplerem i jego ograniczeniami. Co oczywiście nie znaczy, że teraz nagle ruszę z kwartetem smyczkowym do buszu i tam będę wymyślał nowe rzeczy. A może to jest właśnie pomysł? Zobaczymy, zbieram tropy.
Ale chyba nie chcesz powiedzieć, że na przykład z pomocą autotune'a?
Akurat w przypadku „Kaczzek” i Tuzzy cieszę się, że doszliśmy do kompromisu jeśli chodzi o autotune. Panowie używają go tylko w śladowych ilościach, w chórkach, a ich bazowe głosy są faktycznie ich głosami. Bardzo dobrze nagrywało mi się chłopaków w studiu, nad wszystkim miałem kontrolę. Kto mnie dobrze zna ten wie, że nie jest łatwo mnie przekonać do czegokolwiek, co zawiera w sobie choćby śladowe ilości autotune'a – udać się to może tylko wtedy, gdy dołączysz do tego przede wszystkim interesującą treść oraz wizerunek, który mnie przekona.
Jeśli mam do czynienia z dwudziestoparoletnimi mężczyznami, a nie z być może zbyt transgenderowymi dziećmi jak na moje gusta, to ten autotune zostaje czwartą rzeczą od góry, o której wtedy myślę. I OK, wtedy mogę go przeboleć, bo dostaję coś w zamian. Na przykład bardzo wartościowe punchline'y, super dwu- i czterowersy, których kiedyś bardzo mi brakowało w rapie, który był blisko ulicy. Słyszałem całe dzieciństwo uliczne ekipy, ale te sypały tylko same ogólniki, albo narzucały mi w swoich tekstach, jak mam żyć. Teraz, dzięki takim ekipom jak Tuzza, w każdym wersie coś się dzieje, coś chwyta mnie za emocje, jest też sporo humoru i po prostu jestem w stanie przeboleć tego robota.
Tuzza ma inspiracje silnie włoskie, ty natomiast ostatnie wakacje spędziłeś w Stanach. „RAPERSAMPLER +” będzie zawierał z nich jakąś pamiątkę?
Tak! Na płycie jest kontynuacja klasycznego numeru „EL EJ pt 1”, z podróży do USA przywiozłem również piękny teledysk. Teraz, kiedy rozmawiamy, nie jest on jeszcze gotowy, ale poczekaj, wkrótce zobaczycie też takie coś.

***