Red Bull Music Presents: Quebonafide On Tour w Tarnowie
© Piotr Szapel
Muzyka

Quebonafide: To jest mój hip-hop

Najpierw podbił Polskę, potem ruszył w świat, po czym Sokół mu doradzał: „Kubuś trzymaj przy orderach, nie pokazuj im kart”. Dziś Quebonafide układa hiphopową grę mocno po swojemu.
Autor: Tomek Doksa
Przeczytasz w 16 minPublished on
Dobrze znasz to porzekadło: psy szczekają, a... A Quebonafide jedzie dalej, i tak już od dobrych kilku lat. Bo nie ma dzisiaj równie popularnej, ale też wzbudzającej tyle kontrowersji postaci na polskiej scenie hiphopowej, co urodzony w lipcu 1991 roku w Ciechanowie Kuba Grabowski. Być może mógł zostać piłkarzem, bo jak jego długoletni przyjaciel – i w życiu, i na scenie – Krzy Krzysztof wspomni w wywiadzie z Red Bullem, w liczącym niewiele ponad 40 tys. ludności mazowieckim mieście dla młodych ludzi na samym początku liczyła się piłka nożna. To w nią namiętnie grali po skończonych lekcjach, to przy jej okazji dochodziło do najważniejszych spotkań.
Ich rodzinne miasto mogło się wtedy też kojarzyć prędzej z „corocznym Straszydłem, czyli festiwalem mocnego brzmienia” niż z inną muzyką, a już na pewno nie hip-hopem – jak mówił w rozmowie z GlamRapem Czarny Furiat, który w Ciechanowie rapował już w latach 90. „To były inne czasy. Rap miał się dopiero u nas narodzić. Pamiętam, jak miałem możliwość odsłuchania jednej z pierwszych kopii »Skandalu« Molesty na kasecie… To było coś nowego… Coś wielkiego, co miało nadjeść” – wspomina.
Kilka dobrych lat później Czarny Furiat będzie mógł spokojnie wymienić na ciechanowskiej scenie kilka interesujących nazwisk. „To stąd pochodzi Fuso – raper i producent wspierający Dill Gang, Kłyza z ekipy Miejski Sort czy też młoda fala tsunami w osobie Quebonafide, który demoluje rynek” – jak powie w rozmowie z GlamRapem. On sam zaprosi młodego Kubę Grabowskiego na swoją solową płytę i przypomni o tym po latach słowami: „Wtedy w kraju nikt jeszcze nie wiedział, kto to jest Queba… Ja uznałem, że ma to coś i warto go mieć na albumie”, ale nie oszukujmy się – i jego mocno zaskoczy to, co za chwilę wydarzy się wokół młodszego reprezentanta Ciechanowa.

Wejście jak rock’n’roller

„To nie jest hip-hop! I nigdy nie będzie” – rzuci w stronę Quebonadfide Pih, raper z Białegostoku, rocznik ‘77. Hasło odbiegnie całe środowisko, wyląduje też na każdej stronie piszącej w Polsce o muzyce i show-biznesie. Mamy rok 2014, Quebonafide jest po wydaniu – w stajni SB Maffija dowodzonej przez Solara i Białasa – pierwszej solowej „Eklektyki”. Co prawda ma już na swoim koncie trzy albumy nagrane z kolegą z Ciechanowa – Fuso – pod szyldem Yochimu (wydawali muzykę od 2008 roku), ma wspólny krążek z Eripe („Płyta roku”, a także finał freestyle'owej Wielkiej Bitwy Warszawskiej i zwycięstwo w Bitwie O Koniec Świata (swoje początki przygody z freestylem wspomni po latach w hicie „Bubbletea”: „Tęsknię za zamkiem, freestylem na błoniu”), ale raperom, i słuchaczom, tzw. „starej szkoły” będzie się kojarzyć – jak powie potem Pih w wywiadzie dla Popkillera – z „nieciekawą rzeczą” czy „muzyką gładką i przyjemną”.
Sam Quebonafide w numerze otwierającym mixtape „Eklektyka” nawinie już w pierwszych sekundach: „Powiedz o mnie starej szkole, nowej szkole / Wymykam się starej szkole, nowej szkole / Wchodzę jak rock’n’roller, wchodzę jak rock’n’roller / Cała przyjemność po mojej stronie, na mojej stronie”. Ale ta próba sklasyfikowania go – przypisania najczęściej do nowej, skreślenia dla starej szkoły – będzie się już za nim ciągnąć przez kolejne lata.
Szef SB Maffija, Solar, powie pół dekady później w rozmowie z Red Bullem, że „Eklektyka”, od której zaczął się szum wokół Quebonafide, to płyta, która na pewno wniosła dużo świeżości na polską scenę i wyznaczyła nową jakość, jeśli chodzi o granie wizerunkiem. „To były czasy, gdy jeszcze wszyscy wyglądali mniej więcej tak samo, więc do dziś pamiętam moje zdziwienie, gdy u drzwi mojego domowego studia stanął gość zapisany w telefonie jako »Kuba Yochimu«, nerd w niebieskim polo i z jednym czerwonym okiem. Głupio mi było spytać o co chodzi, uznałem to za genetyczne dziwactwo. Zaskakujący był też styl, w jakim Que potrafił nawiązać więź z fanami. Mecze na orczykach przy okazji koncertów, na które zaproszeni byli wszyscy, spontaniczny wybór losowej osoby z fanpage'a na wyjazd do Szwajcarii, czy śmieszkowanie z ludźmi w komentarzach. To była nowa jakość w budowaniu relacji ze słuchaczami” – wspomina.
Z kolei Muflon, raper i zwycięzca finału Wielkiej Bitwy Warszawskiej w 2006 i 2008 roku, w wywiadzie na łamach „Antologii Polskiego Rapu” wymieni Quebonafide jako przykład gracza, który od początku nie bał się iść pod prąd. „On myśli inaczej – zbudował wokół siebie niezłe grono fanów, mimo że nie zrobił jeszcze żadnego teledysku, odmawia wszystkim wytwórniom. (...) Niezależnie od tego, co myśli się o rapie Queby, warto kibicować samej obranej przez niego ścieżce. Że jeszcze ktoś może to robić jak dziesięć lat temu w sytuacji, kiedy odbiorca jest zupełnie niewyrobiony muzycznie, a tylko podniecony uczestniczeniem w samym zbiegowisku”.
Ta droga pod prąd zacznie się wyraźnie zaznaczać po „Eklektyce”, kiedy Quebonafide założy własną wytwórnię i firmę odzieżową QueQuality. W 2015 roku ukaże się w niej płyta „Ezoteryka” (dostępna także w specjalnej wersji z dodatkowym krążkiem „Erotyka”), którą Quebonafide otworzy słowami: „Jak to jest? Że robię hajs i mam respekt na scenie / Jak to jest? Chyba nie myślisz, że jeszcze podziemie / Jak to jest? Pełne mordy i pełne kieszenie / Tak to jest! Stukamy kieliszki z moim hypemanem”. Ale będzie miał na to wszystko papiery. Jego nowy album zadebiutuje na szczycie najczęściej kupowanych płyt w Polsce i chwilę później pokryje się sprzedażowym złotem. Zresztą – nie tylko wyniki sprzedaży robią wtedy wrażenie. Bity na płytę Quebonafide podsunęły mu m.in. takie producenckie tuzy jak: O.S.T.R., Soulpete i Matheo, a wśród gości na płycie pojawili się Ten Typ Mes, Ras, Dwa Sławy i Kuba Knap. A to właściwie był dopiero początek…

Płyniemy pod prąd

„Po tym jak Kuba wydał »Eklektykę«, zaczęliśmy zwiedzać coraz większe tereny i chyba w dwa-trzy lata przejechaliśmy już całą Polskę. W największych miastach byliśmy nawet po kilka razy” – wspominał w rozmowie ze mną hypeman Quebonafide, KrzyKrzysztof. „Wtedy właśnie w Kubie obudziło się coś z podróżnika, zapaliła mu się ta lampeczka. Pamiętam, jak kupił volkswagena tourana i zrobiliśmy sobie pierwszy zagraniczny euro trip. Potem ruszyliśmy jeszcze dalej”.
Pierwsza informacja o kolejnej płycie rapera, „Egzotyka”, pojawiła się 1 kwietnia 2015 roku. Wcale nie w formie primaaprilisowego żartu. Siedem miesięcy później Quebonafide chwalił się już na stronie Red Bulla pierwszym klipem promującym to wydawnictwo, a przy okazji – reklamującym duży, podróżniczy projekt, który towarzyszył nagrywaniu nowego albumu. Kiedy dopiero planował wyprawę przez siedem kontynentów, Quebonafide nie krył, że boi się latać, ale już po wydaniu „Egzotyki” mówił mi, że ten projekt tak go uzależnił od podróżowania, „że aż szkoda mi to kończyć”.
W trzy lata odwiedził 70 krajów, skąd przywiózł teledyski do wszystkich utworów, jakie znalazły się na jego płycie oraz, oczywiście, tysiące wspomnień (które potem opisze w książce-wywiadzie rzece „Egzotyka”). „Przy okazji każdej podróży sprawdzaliśmy też lokalne sceny muzyczne. Czasem mieliśmy szczęście być bardzo blisko muzyki, np. dzięki iFani w RPA, czy śpiewając z Mariachi w Meksyku” – wspominał Quebonafide. Choć na potrzeby „Egzotyki” odwiedził i Madagaskar, i Nową Zelandię, to jednak największe wrażenie zrobił teledyskiem nagrywanym w Stanach Zjednoczonych, do którego namówił żywą legendę hiphopowej sceny, KRS-One'a.
„Faktycznie, może nie jest to super egzotyczny i zaskakujący kierunek, ale z drugiej strony, gdyby zabrakło na płycie kolebki hip-hopu, czułbym duży niedosyt” – opowiadał Quebonafide. I zdradzał, że o mały włos, a do nagrania tego kawałka w ogóle by nie doszło. „Mieliśmy, a właściwie ja miałem, niemałe perturbacje z wizą. Prawdę mówiąc już traciłem nadzieję, że uda się zrealizować teledysk z Nowego Jorku”. Chciałoby się zażartować, że Pih wierzył w niepowodzenie tej akcji do końca, ale… skończyło się na tym, że Quebonafide z trzyletniej podróży pod nazwą „Egzotyka” przywiózł nie tylko najbardziej „światowy” materiał na polskiej scenie, co jeszcze utarł nosa wszystkim, którzy przez lata krzyczeli za nim: „to nie jest hip-hop!”. I to jeszcze z ust człowieka, który budował hiphopową scenę i inspirował miliony ludzi na całym świecie. „That's not real hip-hop? I don't wanna hear it / Hip-hop is real and you dudes don't come near it” – rapuje KRS-One u Quebonafide. „KRS, Que – płyniemy pod prąd / Podróż, co prowadzi od Polski aż po Nowy Jork” – dorzuci zaraz drugi. I jak się za chwilę okaże, całe to muzyczno-podróżnicze przedsięwzięcie pod hasłem „Egzotyka” – które w wersji koncertowej zabrzmiało m.in. na trasie Red Bull Music Presents: Quebonafide On Tour – rozbudzi tylko apetyt Quebonafide na więcej.
Na chwilę jeszcze jednak wyniki. 30 tys. sprzedanych płyt już w samej przedsprzedaży, czyli status Platynowej Płyty jeszcze przed sklepową premierą „Egzotyki”. Oczywiście w dniu debiutu pierwsze miejsce na liście najlepiej sprzedających się krążków w Polsce, a na koniec roku – tytuł najlepiej sprzedającej się u nas płyty. W 2019 roku „Egzotyka” przebiła już poziom 150 tys. sprzedanych egzemplarzy i pokryła się diamentem, czyli najwyższym wyróżnieniem-certyfikatem sprzedaży w przemyśle muzycznym.

3 min

Red Bull Music Presents: Quebonafide On Tour

Tak wyglądała trasa Red Bull Music Presents: Quebonafide On Tour

Po raz pierwszy w karierze rapera, ale nie ostatni. Niecały rok po premierze solowej płyty, Quebonafide wydaje kolejny album – tym razem nagrany wspólnie z innym bardzo popularnym artystą młodego pokolenia, Taco Hemingwayem, co media szybko tytułują „wydarzeniem 2018 roku”. Ale jak nazywać inaczej zestawienie dwóch najgorętszych postaci w polskim hip-hopie, które nie dość, że nagrały wspólnie płytę, to jeszcze ogłosiły trasę koncertową w największych halach sportowo-koncertowych naszego kraju.

Tłum po horyzont

Warszawski Torwar – wyprzedany. Poznańska Hala Arena – wyprzedana. W sumie na siedmiu koncertach Taconafide bawiło się kilkadziesiąt tysięcy ludzi. „Nigdy wcześniej w polskim rapie nie było wydarzenia na taką skalę”, „Największy sukces komercyjny w historii polskiego rapu” – doniosą za chwilę media. A Quebonafide, w numerze „Metallica” na płycie „Soma 0,5mg”, nawinie: „To już movement, a nie muzyka”.
„Taconafide podoba się młodym ludziom dlatego, że widzą, że »da się«. Ta płyta może być przeklęta przez środowisko muzyczne, ale trafi do odbiorców” – mówił po premierze tego krążka cytowany przez Onet Ras z Rasmentalismu. Sokół dla Gazeta.pl: „Nie jest to coś, w co się wsłuchuję pasjami, ale doceniam ich pracę, myślę, że to, co robią, jest dobre, świeże, ciekawe i potrzebne”. Paluch w rozmowie z Red Bullem: „Ich projekt pie*dolnął tak mocno, że media nie mogą tego w żaden sposób negować i pomijać. Najlepsze jest to, że oni zrobili to sami, bez oficjalnej pomocy ludzi z zewnątrz, spoza hip-hopu. To nie jest Gang Albanii, tylko Taconafide. Są dobrymi raperami, piszą wartościowe teksty. Są trochę po różnych biegunach, ale dzięki temu świetnie się uzupełniają. To gigantyczny sukces polskiego hip-hopu i trzeba się z tego cieszyć”.
Autorzy całego zamieszania mają powody do radości. „Soma 0,5mg” zdobywa Fryderyka za najlepszy album z muzyką hip-hop, wygrywa też kategorię najpopularniejszych albumów w Polsce w statystkach Spotify. Krążek zajmuje drugie miejsce na liście najczęściej kupowanych płyt 2018 roku w kraju (za „Małomiasteczkowym” Dawida Podsiadły), a rok po premierze zdobywa status Diamentowej Płyty. Menedżer Quebonafide i współtwórca trasy EKODIESEL, DJ Ike, powie nam potem: „To wszystko odbyło się bardzo szybko. Najpierw pojawił się pomysł na wspólny krążek, chłopcy go nagrali, a w międzyczasie ekipa, która zajmowała się produkcją, znalazła miejsca, w których Taco i Quebonafide mogliby wystąpić. (…) To, że projekt rozrósł się do takiej skali, nikomu się nie śniło. Cieszę się, że zakończył się tak wielkim sukcesem frekwencyjnym”.
Zaskoczenia nie krył też koncertujący z Taconafide didżej Falcon1. W rozmowie z Red Bullem wspomni pamiętny występ na festiwalu Open'er, na którym… „Nie wiem, ile tam było tysięcy ludzi pod główną sceną... 90, 100 tysięcy? Ale to była masakra! Doskonale pamiętam ten moment przed samym koncertem, kiedy już wszystko miałem podpięte, wszystko przygotowane, czekałem tylko na sygnał, a pod tą wielką sceną panowała wielka cisza… Tłum po horyzont, a wszyscy są cicho. Ja pie*dolę! Nawet kiedy teraz o tym myślę, mam ciarki”.
Ciarki będą mieć jeszcze za chwilę, 28 września, uczestnicy koncertu Dawida Podsiadły i Taco Hemingwaya, na wyprzedanym PGE Narodowym – na którym do tej pory na taką widownię mogą liczyć tylko artyści pokroju Beyonce i Rolling Stonesów. Quebonafide, który od września 2018 roku – czyli od śmierci swojego idola, Maca Millera, „bez którego nie byłoby w moim życiu tego wszystkiego, co jest teraz”, jak tłumaczył – pojawia się na scenie rzadko, wystąpi tam w gościnnie. W październiku 2019 roku pojawi się jeszcze na Quefestivalu w Katowicach, ale zaraz zniknie na kolejnych kilka miesięcy.

Fan życia totalnego

„To, co się teraz odpie*dala z tym wizerunkiem, że on wraca teraz w tej polówce, w tych okularach bez tych tatuaży, bez zarostu, to jest rozpie*dol. Liczę, że to będzie docenione” – tak Bedoes w chwalił lutym 2020 roku Quebonafide i jego „akcję”. Bo po kilku miesiącach przerwy autor „Ezgotyki” i współtwórca „Somy 0,5mg” wróci z wizerunkiem nie do poznania. „To jestem ja, Kuba” – szepcze co prawda pod nosem na kanapie w Dzień Dobry TVN, ale odarty z modnych i błyszczących ciuchów, bez swoich charakterystycznych tatuaży i ubrany jeszcze w spodnie i t-shirt, jak ze zdjęcia z legitymacji studenckiej, wywołuje niemałą konsternację.
Widzowie w komentarzach prześcigają się w teoriach, także spiskowych, a prowadzący wywiad w telewizji Marcin Prokop tak je komentuje na swoim Instagramie: „Niektórzy piszą, że ustawka dla kasy, że Quebo stracił wiarygodność, że udaje. A ja myślę, że jest dokładnie odwrotnie. Że tą kreacją potwierdza swoją klasę – jako artysta. Bo sztuka, która podoba się wszystkim i jest przez wszystkich zrozumiała, jest równie wartościowa, co landszaft z jeleniem. Rolą artysty jest mądrze prowokować, drażnić, budzić niepokój, zmuszać do myślenia, bawić, wciągać publiczność w grę, nabierać ją, zmieniać się, traktować siebie jako tworzywo nieustającej kreacji”.
I w taką grę Quebonafide faktycznie wciągnął nie tylko swoich wiernych fanów. Czy to spoglądając z okładki magazynu „100 panoramicznych” z krzyżówkami, czy wydając swój nowy album „Romantic Psycho” w aż trzech różnych wersjach. „Dziś hip-hop, jako jeden z nielicznych gatunków, nieustannie ewoluuje. Niekoniecznie są to wielkie zmiany czy też rewolucje, ale cały czas w jego ramach coś się zmienia: bity, tempa, produkcja, sposób rymowania czy też sam image” – mówił nam kiedyś w tym wywiadzie Simon Reynolds, związany z magazynem „Melody Maker” autor tak ważnych pozycji jak „Generation Ecstasy: Into the World of Techno and Rave Culture”, „Bring The Noise: 20 Years of Writing about Hip Rock and Hip-Hop” oraz (wydanej po polsku) „Retromania. Jak popkultura żywi się własną przeszłością”. A to, co Quebonafide robił na przestrzeni ostatnich kilku lat, idealnie wpisuje się w jego słowa. Akcja marketingowa przed wydaniem „Romantic Psycho” to projekt w polskiej branży muzycznej bez precedensu (sam album zdobył status Diamentowej Płyty), o którym nie rzadziej niż rozrywkowe i muzyczne będą pisać serwisy poświęcone tematyce marketingu i PR-u.
„Skończyłem trasę EKO, chciałem tylko wieczny detoks / Śmierdzieliśmy groszem, wszędzie ten przeklęty fetor / Każdy machał łapą w górze jak maneki-neko / I poczułem szczęście wreszcie, to jak leczy mnie to, miód i mleko” – rapuje Quebonafide w singlu „Romantic Psycho”. O tym wyciszeniu traktuje też film dokumentalny, wyprodukowany przez Red Bull Media House, w którym oglądamy podróż rapera najpierw w głąb Azji – gdzie szuka inspiracji do pisania nowej muzyki, a potem do Los Angeles, gdzie finalizują się jego pomysły.

Zobacz „Quebonafide: Romantic Psycho Film”

38 min

Quebonafide: Romantic Psycho Film

Film dokumentalny o Quebonafide, jednym z najpopularniejszych i tajemniczych polskich raperów, to zapis jego podróży w głąb Azji, która zainspirowała go do pracy nad płytą „Romantic Psycho”.

„Już przy poprzedniej płycie miałem poczucie, że poprzeczka jest tak wysoko zawieszona, jeśli chodzi o oczekiwania ludzi, że ja muszę zawiesić ją sobie jeszcze trzy razy wyżej niż wcześniej” – mówi nam z dużego ekranu Quebonafide. Wsiada więc w Kolej Transsyberyjską i przemierza kolejne kilometry na Wschód w poszukiwaniu bodźców, bo podróż – jak przyznaje – „jest dla mnie najwyższą formą wolności, najwyższą”.
Po wydaniu „Egzotyki”, która była owocem podróży przez siedem kontynentów, Quebonafide mówił, że uzależnił się od jeżdżenia po świecie i po wizycie w Meksyku, Indiach czy Madagaskarze, chciałby zobaczyć jeszcze m.in. Chiny i Mongolię… Udaje mu się to właśnie przed „Romantic Psycho”. Podróż, w której raperowi towarzyszy mu jego hypeman Krzy Krzysztof, a którą rejestruje kamerą bitmejker FORXST, z jednej strony jest więc ciągiem dalszym planu, by „przed 30-tką zaliczyć wszystkie kraje”, ale przede wszystkim – wyprawą w głąb samego siebie, w poszukiwaniu pomysłów na nowy album.
„Ja jestem fanem życia totalnego. „Chciałbym dużo wiedzieć o wielu rzeczach i też dużo różnych emocji, z różnych biegunów, przeżyć” – mówi pod koniec filmu, już w Los Angeles, Quebonafide. W innym momencie dokumentu wyznaje: „Parę razy słyszałem, że się gubię, bo kiedyś byłem taki, a teraz jestem inny. Ale tak wygląda moje życie. Jest dynamiczne, każdego dnia dzieje się coś innego. Jestem chyba najbardziej bipolarną osobą ze wszystkich, które znam. To jest takie ciągłe balansowanie po grzbietach dzikich koni. I chciałbym, żeby moja muzyka też była taka”.
Przypomina się wtedy jego stary numer „Rock’n’roller 2” z płyty „Eklektyka”, w którym przedstawiał się: „Nie znam się na oktawie i gamie, i nie wiem co to dur / Ale chociaż masz pewność, że tu nie kłamię jak z nut, kiedy wbijam na loop”. Siedem lat później robi to już tylko z poziomu jednej z największych gwiazd w Polsce.

Dowiedz się więcej

Quebonafide: Romantic Psycho Film

Film dokumentalny o Quebonafide, jednym z najpopularniejszych i tajemniczych polskich raperów, to zapis jego podróży w głąb Azji, która zainspirowała go do pracy nad płytą „Romantic Psycho”.

38 min
Oglądaj