Kiedy rozmawialiśmy z nim pięć lat temu, projekt Electro-Acoustic Beat Sessions, którego Spisek Jednego (czyli Piotr Skorupski) jest współtwórcą, był wtedy jeszcze „tylko” cyklem imprez organizowanych we Wrocławiu. Tylko, bo dziś pod tą nazwą (a nawet jej skróconą wersją – EABS) działa najlepszy zespół jazzowy, jak wielu (w tym wyżej podpisany) nazywa autorów albumów „Repetitions (Letters to Krzysztof Komeda)” i „Slavic Spirits”.
„Czasami nawet nie widzę granicy między tymi dwoma światami – jazzu i hip-hopu. Raz słyszę jazz w hiphopowym numerze, a kiedy indziej jazzowy numer emanuje mi hiphopowym bitem” – mówił nam we wspomnianym wywiadzie ten zdolny muzyk, producent i autor remiksów. Między innymi o tych ostatnich postanowiliśmy z nim porozmawiać raz jeszcze. Okazja zresztą nadarzyła się do tego wyborna – Spisek Jednego właśnie wypuścił remiks zrobiony dlaSchaftera. Posłuchasz go premierowo poniżej.
Pamiętasz swoje spotkanie z Tomaszem Stańką na Red Bull Music Academy Bass Camp Warsaw, w którym brałeś kiedyś udział? Było na nich coś, co wdrożyłeś potem w swoje życie muzyka?
Spisek Jednego: Ciekawe, że wspomniałeś o tym wydarzeniu, bo akurat niedawno mój tata oprawił i powiesił w naszym rodzinnym mieszkaniu ten właśnie plakat. Tomasza Stańkę poznałem przy okazji koncertu z moim Night Marks Electric Trio w Cafe Kulturalna, w Warszawie – pan Tomasz, za namową Maceo Wyro, został posłuchać naszej muzyki. Strasznie się wtedy stresowaliśmy, byliśmy jeszcze przed naszą pierwszą epką i zagraliśmy jeden z najgorszych koncertów w naszej karierze. To była mocna lekcja dla nas. Obiecałem sobie wtedy, że taka sytuacja już nigdy się nie powtórzy. Moje podejście do koncertów było wtedy niestety mało profesjonalne, teraz jestem zawsze przygotowany na sto procent.
Pytam o to, bo jestem ciekaw, jak na przestrzeni lat zmieniało się twoje podejście do nagrywania i grania muzyki – na ile to konsekwencja twoich własnych poszukiwań, współpracy z innymi artystami, a na ile uwarunkowań rynkowych i zmieniających się trendów wśród słuchających?
Nigdy nie należałem do tych muzyków, którzy tworzyli swoją muzykę po to, żeby wstrzelić się w dany trend. Podoba mi się progres w muzyce, innowacyjność, świeżość brzmień. Inspirowało mnie to od zawsze, do robienia własnych rzeczy. Chyba dzięki temu zdobyłem zaufanie artystów, z którymi współpracowałem, lub współpracuję i prawie zawsze mam wolną rękę w tym, co robię.
Przeglądałem twoją dyskografię i robi ona wrażenie, choćby przez rozstrzał stylistyczny: płyty z Night Marksami i EABS, remiksy dla Sistars, Spinache, Julii Wieniawy, Mesa, Xxanaxxu, teraz Schaftera… Zacznijmy do tych drugich – co jest tak pociągającego w reinterpretacjach utworów, że wciąż je robisz?
Chyba jeden z pierwszych remiksów, który zrobiłem to ten dla Daniela Drumza. Od początku moja wizja remiksu to zupełnie nowe spojrzenie na dany utwór. Nigdy nie wystarczyło mi np. przyspieszenie numeru do 120 BPM i zmiana bębnów. Fascynowało mnie zawsze natomiast to, jak radykalna zmiana doboru brzmień oraz akordów może doprowadzić do stworzenia zupełnie nowego numeru. Pozostawiając w dalszym ciągu oryginalny wokal wstawiam go w nowy kontekst, reinterpretuję go. Jest to też swoisty hołd dla oryginalnych piosenek, bo uwielbiam każdy oryginał, na którym pracuję.
Rozmawiamy przy okazji premiery remiksu Schaftera – dlaczego akurat jego? Nie zapytam cię „jak powstają twoje teksty”, ale chętnie dowiem się, jak dobierasz muzykę i artystów pod swoje remiksy?
Część z tych rzeczy, które robiłem, to były zlecenia, ale chyba większość powstała z mojej inicjatywy i z początku również dla siebie, ponieważ chciałem mieć klubowe wersje swoich ulubionych numerów. Co weekend gram w klubach i podczas setów zawsze chcę mieć tego „asa w rękawie” w postaci remiksu, którego nikt nie ma. Tak powstały dwa remiksy Sistars, z których jeden został wzięty na oficjalną reedycję płyty. Często piszę też do zaprzyjaźnionych artystów o pojedyncze ślady lub wersje acapella. W wypadku Schaftera sprawa wyglądała tak: jego menedżment zwrócił się do mnie z prośbą o stricte klubowy remix. Jestem jego fanem od usłyszenia utworu „DVD”, więc w ciągu paru dni miałem już szkic tego numeru. Testowałem później jego brzmienie oraz „taneczność” podczas różnych sytuacji klubowych, na przykład dla setki roztańczonych ludzi podczas Open'era.
Realizujesz też się z jazzowym składem EABS – wasza ostatnia płyta to album, od którego trudno się oderwać. Ty chyba też nie możesz żyć bez tego ciągłego połączenia grania jazzu z muzyką hiphopową/klubową, prawda?
Pomysł na założenie EABS wynikł właśnie za sprawą tego głodu na granie muzyki jazzowej. Spełniam swoje marzenia. Wkradłem się na tą scenę jakby tylnymi drzwiami, nie będąc muzykiem jazzowym, a jak wiadomo, scena ta jest bardzo hermetyczna. Znalazłem się nawet kiedyś na drugim miejscu w ankiecie „Jazz Forum” w kategorii Instrumenty Różne, co było dosyć zabawne. EABS daje mi te emocje, których nie mam produkując hiphopowe/klubowe rzeczy i na odwrót. Potrzebuję obydwu tych światów
3 min
EABS plays Komeda
EABS plays Komeda
Premiera remiksu zrobionego dla Schaftera to może też dobra okazja, żeby ogłosić, że to zapowiedź twojego autorskiego wydawnictwa – choćby wypełnionego remiksami? Nie ciągnie cię do tego? A może o czymś nie wiem?
Prawda, mam tego jeszcze bardzo dużo i wciąż zastanawiam się, co z tym zrobić. Muzyka klubowa w Polsce to jest jednak bardzo niszowa rzecz. Robiona jakby przy okazji. Na przykład ta robiona na potrzeby składanek Flirtini. Znam się z wieloma producentami i wszyscy mają masę rzeczy na komputerach, tylko nie wiedzą, gdzie i jak to wydać. Mogę ci natomiast zdradzić, że aktualnie wysyłam szkice do zaprzyjaźnionych raperów oraz wokalistów, coś z tego na pewno będzie.