Kajakarstwo

Dmuchanym kajakiem przez Polskę

Choć zna swój kraj bardzo dobrze, udało mu się znaleźć nowy sposób by wyruszyć w nieznane.
Autor: Krystian Walczak
Przeczytasz w 7 min
Wodowanie na Bugu

Wodowanie na Bugu

© Zdzich Rabenda / takietamztripa.pl

Zdzich Rabenda i Monika Stefanek przepłynęli Polskę od Bugu po Bałtyk w dmuchanym kajaku. Podróżnik z Tychów, prowadzący bloga Takie tam Z tripa oraz działalność edukacyjną pod szyldem Tyś Widzioł opowiedział nam jak piękny i gościnny jest nasz kraj widziany z perspektywy wody.
Skąd wziął się pomysł, żeby przepłynąć przez Polskę dmuchanym kajakiem?
Latem zeszłego roku przejechałem Polskę na rowerze wzdłuż granic – ponad 3000 km. Była to moja pierwsza większa przygoda w kraju i zachwyciło mnie piękno polskiej przyrody. Aż mnie przytłoczyło! Postanowiłem poszukać sposobu, aby go zwiedzić w sposób oderwany od cywilizacji, bardziej dziki i w zgodzie z naturą. Kajak sam się nasunął – tym bardziej, że polskie rzeki są mocno zapomniane i niedoceniane. Później – ponieważ od kilku lat jeżdżę na Przystanek Woodstock w jakiś „dziwny” sposób – zapragnąłem dotrzeć do Kostrzyna drogą wodną.
Zanim przejechałeś Polskę na rowerze zwiedzałeś też inne kraje.
Stąd też pomysł żeby bardziej zagłębić się w Polskę. Dotychczas odwiedziłem w sumie ponad 50 krajów na kilku kontynentach. Przypomniało mi się znane powiedzenie: „cudze chwalicie, swego nie znacie”. Dlatego, mimo, że są takie miejsca jak Indie, gdzie możemy się wspinać w Himalajach, czy choćby kraje afrykańskie, które oferują podróżującym wiele wyzwań od pustyni po tropikalne dżungle, to ja chciałem znaleźć jakąś dzikość w Polsce. Udało się znakomicie no i polecam to każdemu. Okazuje się, że można sobie zrobić prawdziwe „into the wild” nie wyjeżdżając poza granice Polski.
Missing img placeholder

Missing img placeholder

© Red Bull

Czy mieliście jakieś doświadczenie w pływaniu kajakiem?
Nigdy wcześniej nie pływaliśmy kajakiem, ani tym bardziej kajakiem pneumatycznym. Można powiedzieć, że rzuciliśmy się na głęboką wodę. To było wyzwanie, ponieważ nie przygotowywaliśmy się wcześniej jeżeli chodzi o trening fizyczny. Było sporo przeciwności losu. Łącznie przepłynęliśmy 1200 km największymi rzekami Polski – z sześciu największych rzek w Polsce pokonaliśmy pięć. Momentami było to bardzo wymagające. W szczególności, że lipcowa pogoda wielokrotnie rzucała wyzwania i sprawiała przykre niespodzianki. Momentami również organizmy dawały do zrozumienia, że są przemęczone, ale w końcu po 40 dniach udało nam się dopłynąć do Bałtyku w Dziwnowie. Dużo problemów sprawił nam Zalew Szczeciński. Były silne wiatry dochodzące do 6 w skali Beauforta. Przyszedł taki moment w trakcie „przecinania” Zalewu, że kajak był wypełniony wodą po brzegi, która wylewała się z niego. Sprawdziliśmy wówczas maksymalną wyporność naszego środka lokomocji. Szczęśliwie im jest w nim więcej wody, tym trudniej go wywrócić, ale traci wówczas całkowicie sterowność i był to taki moment, kiedy strach zajrzał nam w oczy. Ostatniego dnia, kiedy dotarliśmy do Dziwnowa i dopłynęliśmy na plażę wypływając z ujścia rzeki Dziwny, chcieliśmy zrobić sobie kilka zdjęć i odpocząć chwilę na plaży. Bardzo nam się spieszyło, żeby tam dotrzeć, bo wiedzieliśmy, że tego dnia również mają być sztormy i bardzo silne wiatry. Kiedy tylko chcieliśmy wpłynąć ponownie z nad morza do portu, żeby nie nosić wszystkich bagaży wraz z kajakiem z plaży, trafiliśmy na pogodę niemalże sztormową i potężne spiętrzenia wody. Z wielkim trudem udało nam się wpłynąć z powrotem na rzekę unikając zepchnięcia przez fale na betonowe osłony i wywrócenia gdzieś na Bałtyku.
Czy poza pogodą mieliście niespodziewane, trudne sytuacje do rozwiązania?
Bardzo ciężkich chwil nie było. Pogoda była naszym największym przeciwnikiem. Zdarzały się huraganowe wiatry i wiele bardzo deszczowych dni. Poza tym bywało wręcz przeciwnie. Mieliśmy bardzo przyjemne sytuacje. Byliśmy goszczeni w czyimś domu – wielokrotnie, w różnych województwach i częściach kraju. Zupełnym przypadkiem zostaliśmy zaproszeni nad rzekę, gdzieś w okolicach Torunia, przez grupę ludzi, którzy sobie organizowali małą, weekendową imprezkę. Dzięki temu mieliśmy okazję objechać starym, kilkudziesięcioletnim, amerykańskim samochodem dookoła imperium Tadeusza Rydzyka –offroadowo, przesiadając się na chwilę z kajaka na wojskową terenówkę.
Gdzie spaliście i co jedliście?
Byliśmy samowystarczalni. Mieliśmy ze sobą namiot. Rozbijaliśmy go codziennie gdzieś nad rzeką. Nie mieliśmy bardzo szczegółowego planu, ile kilometrów chcemy zrobić każdego dnia. Czasami było to związane z pogodą - raz było to 30 km, a maksymalnie gdzieś w okolicach 60. W związku z tym miejsca na nocleg były improwizowane. Zdarzało się, że to były piękne plaże na zakolach Bugu. Wówczas codziennie musieliśmy wykonywać telefon do straży granicznej, ponieważ taki spływ musi być zarejestrowany. Określaliśmy mniej więcej nasze położenie, a następnego dnia zazwyczaj o świcie przyjeżdżał jakiś patrol, albo samolot latał nam nad głową. Zdarzało się, że przyjeżdżali pogranicznicy, nie mniej jednak nie było żadnego problemu. Te noclegi były bardzo bezpieczne, przede wszystkim bardzo malownicze – widoki nad meandrami Bugu są świetne. Zdarzało się, że ktoś nas zapraszał pod swoje strzechy, albo, że spaliśmy w portach – zwłaszcza w większych miastach nad Wisłą. Mieliśmy okazję spędzić noc na marinie w Płocku, czy w porcie w Nakle nad Notecią, lub u przyjaciół w Gorzowie Wielkopolskim. W zdecydowanej większości spaliśmy jednak w namiocie. Jeżeli chodzi o pożywienie, oczywiście mieliśmy ze sobą kuchenkę turystyczną i każdego dnia gotowaliśmy. Kiedy była taka możliwość, staraliśmy się rozpalać ognisko i przyrządzać sobie coś na ognisku. Mieliśmy też plany na jakieś wędkowanie, ale nie było na to siły i czasu, ponieważ pływanie od świtu do zmierzchu na kajaku sprawiało, że nie za bardzo mieliśmy na to siłę.
Biwak na środku Wisły

Biwak na środku Wisły

© Zdzich Rabenda / takietamztripa.pl

Piękna przygoda! Co udało wam się zobaczyć po drodze i co was najbardziej zaskoczyło?
Można by wymieniać w nieskończoność! Ale najbardziej urzekła nas przyroda. Po zeszłorocznej wyprawie rowerowej byłem zakochany we wschodniej części Polski, a teraz zobaczyliśmy ją typowo od strony przyrodniczej. Bug jest w zasadzie ostatnią całkowicie dziką rzeką Europy i w większości płynie z dala od jakiejkolwiek cywilizacji. Są tam ogromne skupiska ptactwa, tysiące jaskółek brzegówek nad skarpami sięgającymi kilkunastu metrów wysokości, mające tam swoje gniazda. Były czarne i białe bociany, bobry wskakujące gromadami do wody, budujące tamy na rzece – to są takie momenty, które zapamiętam do końca życia. Poza tym bardzo urzekła mnie Wisła. Nie spodziewałem się, że w Polsce mamy takie miejsca, w których rzeka rozciąga się na setki metrów, a na środku są wyspy. Na tych wyspach też wielokrotnie mieliśmy okazję spać. Najbezpieczniejszy nocleg jest taki, kiedy można zainstalować się na plaży i z każdej strony jest się otoczonym wodą – to fajne miejsca na biwak. Poza tym chyba najbardziej urzekła mnie gościnność ludzka. Nie spotkaliśmy się z ani jedną negatywną, czy złą przygodą. Ludzie, którzy usłyszeli o naszym pomyśle kajakowania przez całą Polskę od wschodu do zachodu podchodzili do tego bardzo entuzjastycznie. Wspominamy wiele, wiele ciekawych przygód, gdzie trafiliśmy na bezinteresowną dobroć i gościnę. Jestem fanem piłki nożnej i zależało mi żeby mimo odcięcia od cywilizacji obejrzeć kilka meczy na mistrzostw i za każdym razem, kiedy dopływaliśmy do brzegu szukając odpowiedniego miejsca, czekała nas jakaś niewiarygodna historia.
Na plaży w Dziwnowie

Na plaży w Dziwnowie

© Zdzich Rabenda / takietamztripa.pl

Chcesz być na bieżąco z najnowszymi wiadomościami, zdjęciami i filmami, z dyscypliny która interesuje Cię najbardziej? Zapisz się na newsletter już teraz, a na pewno nie przegapisz najlepszych newsów.